Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

Czarny Anioł. O Ewie Demarczyk

Zjawisko piosenki poetyckiej

Trudno napisać książkę o kimś, kto ukrył się przed światem i odciął od ludzi, ale chyba jeszcze trudniej nie pytać o to, dlaczego tak się stało, szczególnie gdy chodzi o osobę zapamiętaną przez wszystkich jako utalentowaną, nowatorską i odważną w prawdzie scenicznej ekspresji. Ewa Demarczyk to niewątpliwie wielka dama polskiej piosenki poetyckiej. Odeszła świadomie, czy dlatego że musiała, bo nie było dla niej miejsca? Na to i wiele innych pytań książka nie stawia odpowiedzi jednoznacznych, bo sama artystka nie wyraziła chęci współpracy z autorkami. Pozostało im zatem podjęcie próby ułożenia puzzli z wypowiedzi jej przyjaciół, znajomych, a także tych, którzy są piosenkarką wyraźnie rozczarowani.

Ewa Demarczyk urodziła się w Krakowie w 1941 r., ma młodszą siostrę Lucynę (nie zgodziła się na rozmowę na potrzeby książki; nie mają ze sobą kontaktu), przez całe życie była silnie związana z mamą, której śmierć trudno było jej znieść. Jako dziecko była pogodna i obdarzona poczuciem humoru. Jako studentka zjawiskowa i oryginalna, na co nie byli przygotowani profesorowie ówczesnej PWST oraz jurorzy festiwalu w Opolu i Sopocie. Gdy już przekonała się do śpiewania poezji, była niezrównana. Odświeżyła muzyczny program radiowy, wprowadzając nowatorskie interpretacje utworów lirycznych, zainicjowała modę na piosenkę poetycką. A jako człowiek? Nigdy nie brała udziału w komunistycznych wystąpieniach, pomagała Żydom w czasie nagonki i opuszczania przez nich kraju w 1968 r. W pracy apodyktyczna perfekcjonistka, która każe powtarzać próby i podporządkowuje ludzi sobie.

Występowała najpierw w kabarecie studentów Akademii Medycznej Cyrulik, potem w Piwnicy pod Baranami Piotra Skrzyneckiego - na wyjątkowej scenie, która umożliwiała improwizowany i bezpośredni zarazem kontakt z odbiorcą. Zżyła się z tą specyficzną grupą artystów, dla których występy w Piwnicy oraz wymyślanie scenariuszy było stylem i sposobem życia. Gdy zdecydowała się odejść (książka porusza temat alkoholizmu Piotra Skrzyneckiego), powstał Teatr Ewy Demarczyk, który często zmieniał siedziby, dla którego nie było miejsca. Duma Ewa Demarczyk, z natury profesjonalnej i bardzo wymagającej, została urażona już samym faktem, że musiała o niego walczyć. Szczególnie w Krakowie, który kochała. Z drugiej strony padały zarzuty, że dla krakowian koncertowała za mało; trudno było znaleźć właściwe miejsca, skoro odpowiednia była jedynie sala Teatru Słowackiego. Walka o przestrzeń dla twórczości, która miałaby być rozliczana, narzeczony, który okazał się złodziejem, izolacja od ludzi, fakt, że artystka dużo pali i zaczyna tracić głos - to niektóre ciemniejsze elementy układanki o życiu Demarczyk.

Gdyby w młodości zaczęła uczyć się francuskiego, przyjęła propozycje, powstrzymała upór... miałaby szansę na karierę we Francji i zostanie drugą Edith Piaf. Wtedy jednak postawiła na kontynuację studiów w Polsce i śpiewanie w ojczystym języku. Ceniła polskich twórców, choć z szacunku do publiczności zagranicznej, śpiewała później również w językach obcych. „Gdziekolwiek występował, ludzie odbierali ją jako swoją - mówi Aleksander Nowak. - W Hiszpanii mówiono, że jej śpiew jest latynoski, w Izraelu widzieli w nim żydowskość, w ZSRR pisano o wschodniej duszy". Koncertowała na całym świecie: w USA, Kanadzie, Francji, Rosji. Podczas koncertów słuchacze czuli i doświadczali emocji, o których Demarczyk, która wobec publiczności nigdy nie kłamała, śpiewa. Ona nie opowiadała historii, która się wydarzyła, tylko nastrój, który jej towarzyszył. Do tego nastroju każdy może wpleść swoją własną opowieść.

Jej koncertem zachwyciła się Maria Dąbrowska, a Czesław Miłosz uznał śpiewane przez nią piosenki za sentymentalny kicz. Mówiła, że nigdy nie lubiła występować publicznie, co nie przeszkodziło jej mieć świetnego kontaktu z publicznością, wyczuwać jej emocji i potrzeb. Śpiewając, musiała o tym zapominać. Jej wielbiciele pamiętają z kolei fenomenalne interpretacje „Czarnych aniołów" Wiesława Dymnego, „Karuzeli z madonnami" Mirona Białoszewskiego, „Grande Valse Brillante" Juliana Tuwima czy „Wierszy wojennych" Baczyńskiego. Podobno rok temu były szanse na wydanie sześćdziesięciu nieznanych dotąd utworów artystki... Ewa Demarczyk nigdy nie lubiła udzielać wywiadów, które oznaczałyby odkrywanie prawdy o niej samej, dlatego raczej nie dowiemy się, czy są szanse na bliższe poznanie artystki w sposób przez nią aprobowany - poprzez muzykę.


Recenzent: Joanna Maj

Długo oczekiwany portret tajemniczej artystki

Fenomenalna. Perfekcyjna w każdym calu. Nieprzewidywalna.
Dzięki komu rozbłysnął jej talent?
Dlaczego zamilkła?

Ewa Demarczyk z dnia na dzień stała się gwiazdą wielkiego formatu. W 1964 roku podbiła Paryż. Wróżono jej ogromną karierę. Miała najlepszych „tekściarzy” — Baczyńskiego, Tuwima, Dymnego. Dbała o każdy szczegół. Była wielkim odkryciem, wielkim spełnieniem i nagle zniknęła.
Autorki odkrywają źródła jej wielkości , opowiadają też o tym, ile kosztowały artystkę pełne pasji koncerty i całkowite oddanie sztuce. Czarnego Anioła polskiej sceny wspominają w książce m.in. Zygmunt Konieczny, Andrzej Zarycki i przyjaciele z Piwnicy pod Baranami.
Ewa Demarczyk od wielu lat nie udziela wywiadów. Teraz dostajemy jej niezwykły portret.