Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

Plan: żyć długo i szczęśliwie. Jak ratowałam swój związek, gdy skończyła
się bajka

To już jest koniec... albo nie?

Przyznam szczerze, że... absolutnie nie podchodziłam do tej książki sceptycznie. Nie podchodziłam do niej również entuzjastycznie. Po prostu chciałam ją przeczytać i samą lekturę postanowiłam potraktować jako dobrą metodę na ewentualne przyszłe problemy... Nie, to niezupełnie tak. Jeśli mam być zupełnie szczera, muszę przyznać, że chciałam się dowiedzieć, co jest w środku „Planu: żyć długo i szczęśliwie". Chciałam się dowiedzieć, czy przez przypadek to, co obecnie obserwuje w moim małżeństwie, nie jest tym, co świadczy o jego ewidentnym zakończeniu. Bo może tylko się łudzę? Może jest bardzo źle? Musiałam to wiedzieć. Dlatego też nie zwlekałam zbytnio i wkrótce po otrzymaniu mojego egzemplarza zabrałam się za lekturę... i połknęłam ją ekspresowo. A czego się dowiedziałam? Jeśli chcecie się o tym przekonać, zapraszam do zapoznania się z poniższą opinią.

 

Alisa Bowman wiele zaryzykowała w swoim życiu. Najpierw związała się z mężczyzną, dla którego najważniejszą wartością było rozpoczęcie życie seksualne po ślubie. Może więc lepiej, że Tood mieszkał daleko od niej, w związku z czym widywali się raz, no może dwa razy do roku? Niestety taki "styl życia" nie ułatwiał rozstania. Bo jak podjąć tak ważną decyzję, gdy tej drugiej osoby nie ma przy tobie? Przecież może jednak się kochacie, tylko nie macie kiedy sobie tego okazywać? Może? Nie, jednak nie. Później Alisa uwikłała się w przeciwną historię ze Stevem, kilkanaście lat od niej starszym, instruktorem tae-kwon-do. Seks z nim był nie do przebicia, ale... no właśnie. Steve traktował ich spotkania jak krótkie sesje erotyczne. Przyjść, zaliczyć, wyjść. Trwały związek nie wchodził w rachubę, mimo to Alisa zdążyła się w nim zakochać. Chyba przede wszystkim z tego powodu zdecydowała się na zmianę pracy, przeprowadzkę i ostateczny odwyk od mężczyzn. Jak się można domyśleć, niezupełnie jej się udało zapomnieć o uroczym instruktorze. Bardzo się jednak starała.

 

Trudno nawet stwierdzić jak doszło do tego, że poznała Marka. Jeszcze trudniej pojąć, jak doszło do tego, że przez bardzo długi czas go zwodziła i nie chciała umówić się na randkę. Tym bardziej niezrozumiałe jest to, że w końcu uległa i zaczęła się do niego zbliżać. Jednak i ten etap trwał w ich wypadku wyjątkowo długo. Alisa postanowiła żyć w zgodzie ze swoim niedawnym postanowieniem i zdecydowała, że prześpi się z Markiem dopiero wtedy, gdy uzna, że są dla siebie stworzeni. Jak się można domyśleć, to upewnianie się trwało długie miesiące. Przyszedł jednak taki dzień, gdy zrozumiała, że go kocha i postanowiła się mu oddać. Potem zaczęła się bajka. Wielka miłość, wspólne mieszkanie, w końcu ślub.

 

Jak więc doszło do tego, że Alisa musiała ratować swoje małżeństwo? Jak mogła zakopać się tak głęboko w toksyczny związek, że jej jedynym pragnieniem była rychła śmierć męża? Jeden, dwa, trzydzieści razy na dobę (nie żeby liczyła :)) wyobrażała sobie, jak któryś z przyjaciół Marka informuje ją o tragicznej śmierci jej małżonka. Oczywiście popadała w żałobę, ale była silna. Organizowała pogrzeb i stypę. Pisała mowę pożegnalną... albo nie, prosiła przyjaciół, by powiedzieli kilka słów na temat Marka. W ten sposób nikt nie zauważy, że ona się tak naprawdę cieszy. A ich wspólne dziecko będzie miało cudowną pamiątkę po ojcu. Oczywiście Alisa nie miała co liczyć na to, że jej mąż wkrótce zejdzie z tego świata, w końcu był okazem zdrowia. Coraz częściej więc towarzyszyła jej upokarzająca myśl o rozwodzie.

 

W końcu zdecydowała się i w chwili słabości wyznała przyjaciółce, że to już koniec i że składa papiery rozwodowe. Ta przyklasnęła jej decyzji, ale zapytała "Czy zrobiłaś absolutnie wszystko, by uratować swoje małżeństwo?". Po głębszej analizie kobieta doszła do wniosku, że nie i że czas spróbować jeszcze raz. Czy jej się to uda? Jakie metody zastosuje? Jak na "ratowanie małżeństwa" zareaguje jej małżonek? Czy Mark będzie skory do pomocy? By się tego dowiedzieć koniecznie należy przeczytać „Plan: żyć długo i szczęśliwie".

 

Zupełnie nie spodziewałam się tego, co otrzymałam od tej książki i samej autorki. Spodziewałam się prostych zdań, klarownych rad i konstrukcji poradnika. „Plan..." to tak naprawdę doskonały romantyczny komediodramat. Dialogi są przednie, a sama akcja wciąga od pierwszych napisanych przez autorkę zdań. Niejednokrotnie płakałam ze śmiechu. Kilka razy płakałam z rozpaczy. Denerwowałam się, irytowałam i rwałam włosy z głowy, zastanawiając się, jak mogło dojść do takiej, a nie innej sytuacji. Wiele z pytań, które Alisa zadawała Markowi, przytaczałam własnemu małżonkowi. Czytałam mu zdania, akapity, a czasem nawet całe stronice. Tak dobra była ta książka. Myślę, że ma ona na celu rzeczywiście pomóc parom, którym blisko do rozstania. Teraz jednak wiem jedno. Nie należę do jednej z tych par, ale mój związek może kiedyś znaleźć się w niebezpieczeństwie. Wtedy jednak wrócę do „Planu..." i go zrealizuję. Bo myślę, że zadziała. Do lektury zachęcam z całego serca. Myślę, że to dobra książka i to nie tylko dla tych, którzy borykają się ze strachem o przyszłość swojej rodziny. Polecam.


Recenzent: Sylwia Szymkiewicz-Borowska

Jak uratować miłość, gdy dopada cię rutyna, a mężczyzna, którego wybrałaś, zachowuje się inaczej niż wtedy, gdy się w nim zakochałaś?

Plan: żyć długo i szczęśliwie to nie jest poradnik. To prawdziwa historia dziennikarki, która postanowiła walczyć o swój związek, gdy z fazy wielkiej miłości przeszedł w fazę stagnacji i niezrozumienia. Postawiła wszystko na jedną kartę i zdecydowała się na ryzykowny eksperyment. Na własnej skórze sprawdziła wszystkie rady terapeutów, poradników i przyjaciółek. Krok po kroku realizowała je w swoim życiu. Niniejsza książka jest szczerym i zabawnym opisem zmagań Alisy – dowiesz się z niej, które rady warto wziąć sobie do serca, a o których lepiej zapomnieć.