Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

Paprochy

Światopoglądowe perełki

W jednym z wywiadów Ewa Markowska-Radziwiłowicz na pytanie o swoją reakcję na modny aktualnie „peerelowski folklor", obecny we wszystkich niemal obszarach kulturowo-społecznych, stwierdziła, iż reaguje jak na każdą modę - bez emocji. Czy zatem można byłoby wysnuć wniosek, iż Paprochy nie stanowią li tylko odpowiedzi na zapotrzebowanie rynku? Czy nie są łatwym wejściem na salony literatury przez drzwi wyważone już przez innych? Czy można w Polsce pisać dobrą literaturę o czasach PRL-u? Wszak podobnych prób w formie pamiętników, dzienników, wspomnień, fabularyzowanych dokumentów, wreszcie literatury naukowej lub paranaukowej było już wiele. Każda z tych książek poruszała jakiś aspekt życia w komunie, dotykała jakiegoś osobistego dramatu, ukazywała czyjś subiektywny obraz tamtych lat. Czasem była to uświęcona ikona męczenników, czasem odmitologizowane obrazki, opowiadania lub powieści. Czym w owym gronie literatury o reżimie są zatem Paprochy?

Choć nie stanowią autobiografii, a sama Autorka zastrzega, iż nie ma w niej nic z głównej bohaterki, poza światopoglądem, utrzymane są jednak w konwencji autobiograficznych wspomnień. Od początku czytelnik ma wrażenie, że towarzyszy wydarzeniom, które niegdyś miały miejsce. Fakt umieszczenia ich w realistycznej przestrzeni czasowo-historycznej pogłębia to odczucie i nadaje opisywanym zdarzeniom znamiona dużego prawdopodobieństwa, by nie rzec prawdy. I myślę, że byłoby o wiele bardziej wartościowym zabiegiem dla siły oddziaływania Paprochów napisanie ich w formie autentycznego pamiętnika niż zastosowanie ucieczki w fikcję literacką. Cóż bowiem pozostaje wartościowego w książce, która aspiruje do rangi utworu zmierzającego się z historycznymi zafałszowaniami, utworu odmitologizowującego reżim, utworu mającego przekazać potomnym Autorki oraz czytelnikom jej własny światopogląd o tamtych czasach, cóż pozostaje, pytam, skoro rdzeń powieści - główna bohaterka - jest fikcją literacką? Jest postacią bardzo realistycznie skądinąd przedstawioną, ale wymyśloną, a w każdym razie mającą w sobie szereg zakłamań w porównaniu z pierwowzorem, z którego zapewne korzystała Markowska-Radziwiłowicz.

Rodzą się we mnie kolejne pytania na kanwie dotychczasowych rozważań. Czy o PRL-u nie można inaczej pisać, jak tylko za pomocą fikcji? Czy to dlatego, że czasy te były jednym wielkim zakłamaniem i denuncjacją? Czy autorzy ewentualnych wspomnień obawiają się w dalszym ciągu tajemniczych konfidentów? A może po prostu nikt nie ma do końca czystego sumienia i boi się opowiedzieć całą prawdę o mrokach swojej własnej i narodowej historii? Oczywiście, że Paprochy i im podobne powieści czyta się bardzo dobrze. Oczywiście, że zawierają szereg wartościowych perełek światopoglądowych. Czyta się je dobrze, bo mają w sobie dystans do spraw, które niegdyś jeżyły włosy na głowie i spędzały sen z powiek, bo są pełne humoru, specyficznej atmosfery, są mieszanką walki, buntu, konspiracji, bezsilności, bezradności, lęku, zwykłych małych radości ze zdobytych niczym na łowach towarów.

Jednak mnie uparcie brakuje prawdy w tego rodzaju powieściach. Jeśli bowiem już coś wspominać, to lepiej fakty, a nie marzenia. Te drugie bowiem snuje się o przyszłości i wtedy można tworzyć fikcję literacką. Wszelako, kiedy sięgam po literaturę peerelowską, oczekuję jakoś podskórnie, że ktoś opowie mi coś, co dotąd nie ujrzało światła dziennego, opowie mi o swoim skrywanym lęku, przeżytych, a nie wymyślonych lub ugrzecznionych, faktach. Jakoś przejadłam się już mitologią PRL-u. Nie dość, że tworzono ją wówczas, to jeszcze teraz. A kiedy nadejdą czasy prawdy, która będzie się równie dobrze sprzedawała, co fikcja? Ktoś powie, żebym sięgnęła sobie po książkę naukową. No, nie byłabym tego taka pewna, że łatwo będzie odnaleźć także i w tym kręgu prawdziwą perłę wśród takich czy innych podróbek. Taka perła rodzi się w ogromnych bólach... Wystarczy wspomnieć burzliwe dzieje Księży wobec bezpieki.

Co zatem? Czy polecam? Tak, dla wyrobienia sobie własnego poglądu na literaturę o dobie PRL-u. Dla zapoznania się z różnymi punktami spojrzenia. Dla wypracowania własnego stanowiska krytycznego.


Recenzent: Katarzyna Bereta

Paprochy to powieść pokoleniowa, obraz najtrudniejszego i jednocześnie najciekawszego okresu przemian w dwudziestowiecznej Polsce widzianych oczami dojrzewającej na ich tle bohaterki. Dziewczyna dorasta, zmienia się, przeżywa pierwsze zauroczenia i związane z nimi rozczarowania, podejmuje walkę o siebie i naturalne dla człowieka prawo do wolności. Pragnie się rozwijać, podróżować, kochać. Niestety na każdym kroku napotyka opór systemu, który wdziera się między ludzi, fałszuje prawdę, upokarza.
Paprochy to także ciepła opowieść o uczuciach. Dzięki niezwykłej wrażliwości pióra i subtelnemu darowi obserwacji autorki otrzymaliśmy barwny portret rodziny, głębokich relacji międzyludzkich, a także zależności wynikających z zakorzenienia w mechanizmach komuny.
Paprochy to książka, której treść i styl zmieniają się wraz z przemianą samej narratorki, tym samym z wydarzeniami, którymi żyła Polska począwszy od lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku.