Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

Marcowe fiołki

Fiołkowe zawirowania

Ludzie zawodzą. Ludzie nie są idealni, tacy nie istnieją. Ludzie to... ludzie. Po prostu. Czasami muszą podejmować decyzje, często nie są one łatwe i nigdy nie wiadomo, jakie konsekwencje przyniosą. Są w naszym życiu też sytuacje, które przynoszą nieoczekiwane zmiany, lepsze, gorsze, ale jednak. Jedni uważają, że rozpad związku to coś najgorszego, inni natomiast, że wraz z tym wydarzeniem zaczynają nowe życie. W obu tych stwierdzeniach jest trochę racji. Głównym czynnikiem, który wpływa na taki zbieg okoliczności jest po prostu nasz charakter. Nie ma nigdzie dwóch takich samych osób. Podejmując decyzje, ponosimy konsekwencje. To nieuniknione.

Emily myśli, że świat się jej zawalił. Mąż odszedł do innej kobiety, a ona jako pisarka wydała tylko jedną książkę i w dodatku nie ma pomysłu na kolejną. Ma przy sobie jednak najlepszą przyjaciółkę, która służy jej dobrą radą. Za namową "anioła stróża" postanawia wyjechać do ciotki i uleczyć zranione serce. Ma też nadzieję, że ten wyjazd w jakiś sposób natchnie ją do napisania kolejnej powieści. Pobyt na wyspie przybiera zupełnie inny obrót. Wyspa jednak to nie tylko piękna plaża. Pośród fal skrywana jest tajemnica, a powrót do wspomnień i odkrycie prawdy może okazać się dla Emily zgubne. I co wspólnego ma z tym wszystkim tajemniczy mężczyzna mieszkający na wyspie?

Właściwie na początku nie wiedziałam, czego mogę spodziewać się po tej książce. Myślałam o czymś banalnym, mdłym, przeciętnym. Książka mimo wszystko pozytywnie mnie zaskoczyła, spojrzałam na nią pod innym kątem. "Marcowe fiołki" to przede wszystkim książka o miłości, o poszukiwaniu własnego miejsca w życiu i odnalezieniu równowagi. Człowiek nie raz i nie dwa podejmuje decyzje, które decydują o jego dalszym losie. Czasami powrót do wspomnień może być pewnego rodzaju terapią i w jakimś stopniu może ukoić ból.

Opowieść zaczyna się banalnie. Z każdą kolejną linijką wciąga. Szczególnie, gdy pojawia się coraz więcej sytuacji z przeszłości, gdy Emily poznaje wszystko na nowo. Styl autorki jest bardzo przyjemny, prosty, aczkolwiek nie nudny. Jedynie polska okładka mi się nie spodobała. Kompletnie nie mój gust. Subtelne zdjęcie zostało połączone z dosyć ostrymi kolorami, co nie wygląda estetycznie. Zdecydowanie bardziej spodobała mi się oryginalna okładka "The Violets of March".

W sumie nie wiem, do jakiej kategorii można byłoby przydzielić tę książkę. To coś obyczajowego? A może coś romantycznego? Książka do samego końca trzyma w napięciu. Z całą pewnością jeszcze nieraz sięgnę po coś autorstwa Sarah Jio.


Recenzent: Aleksandra Bartczak

Sarah Jio

Marcowe fiołki

Tłumaczenie: Julia Gryszczuk-Wicijowska

Nowe wydanie na specjalne życzenie polskich czytelniczek

Najlepsza książka roku według Library’s Journal

Dziesięć lat temu Emily miała wszystko. Dziś jej kariera leży w gruzach, a ukochany mąż zabiera z ich mieszkania ostatni karton i odchodzi do innej kobiety. Załamana Emily wyjeżdża na wyspę, na której jako dziecko spędzała beztroskie wakacje. Tu będzie mogła odpocząć, wyleczyć rany.
Ale wymarzony spokój nie trwa długo. Kim jest Jack, tajemniczy artysta, od którego ciotka każe jej się trzymać z daleka? I czemu historia z odnalezionego pamiętnika tak bardzo przypomina Emily jej własne życie?