Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

10.04.2015

Bretania mnie uwiodła

Moje pomysły na powieści to suma przeżyć, podróży, ulotnych chwil i tysięcy drobnych obserwacji - mówi Nina George w specjalnym wywiadzie dla Wydawnictwa Otwartego. Autorka bestsellerowego Lawendowego pokoju opowiada o wenie twórczej, empatii wobec własnych bohaterów oraz kulisach powstania nowej powieści Księżyc nad Bretanią.

Kiedy zorientowała się Pani, że ma talent pisarski?
Wtedy, gdy w 1992 roku pewien niepoprawny politycznie magazyn dla panów wystawił mi czek na czterocyfrową sumę w markach niemieckich za wydrukowanie jednego z moich lekko feministycznych, gniewnych, nieco erotycznych opowiadań, które - zamiast jak zwykle schować do szuflady - wysłałam do redakcji pocztą. Dopiero co skończyłam dziewiętnaście lat, a opowiadanie wystukałam w dwie noce niczym obłąkana. Teraz wiem, że był to też duchowy przełom: krzyk młodej kobiety przeciwko wszelkiego rodzaju systemom zdominowanym przez mężczyzn, wyrażony w krótkiej formie beletrystycznej. Dowiedziałam się wówczas, czym może być dla mnie pisanie - wyładowaniem się, wyrażaniem siebie, malowaniem słowami obrazów, sposobem, by wydać na ten świat rzeczy niesłyszane i zarazem niesłychane.

Jak wygląda Pani zwykły dzień pracy? Czy jest Pani pełnoetatową pisarką, czy też ma jakiś inny zawód?
Każdy dzień jest nieprzewidywalny, a etat pisarki zajmuje dwadzieścia cztery godziny na dobę - poza bowiem czysto fizycznym pisaniem (dziennik literacki - ołówek i papier; notatki - nieśmiertelny moleskine, serwetki albo marginesy gazet; wszystko co „oficjalne" - komputer) jest jeszcze obserwacja, przemyślenia, odczucia, życie, porażki, marzenia, czytanie, słuchanie. Niczym nasiona wyplute w dzikim ogrodzie wszystko to zasadza się we mnie, w nienazwanym miejscu, z którego wygrzebuję potem historie, bohaterów, obrazy.

Pozostając przy metaforze: nikt nie sprząta i nie grabi tego ogrodu! Tu butwieje stos dawnych uraz, tam kwitnie dziki, pachnący kwiat zmysłowych fantazji. A kto tam siedzi przy studni? Ach, to tylko Minotaur w szpilkach od Manolo Blahnika, połączenie znanych mitów i bajkowej kobiety ze współczesnych kolorowych gazet. Czasem idzie jak z płatka - dialogi, obrazy, intuicja, kiedy i co powinno wydarzyć się w opowieści. Postaci widzi się tak wyraźnie, jakby siedziały po drugiej stronie stołu. Po prostu stają się ludźmi.

Całym sobą wchodzi się w opowieść i nie myśli się ani o bliskich, ani o prasowaniu, ani o dzisiejszych nagłówkach gazet. Amok. A przez kolejne dwadzieścia pięć dni w miesiącu strumyczek ledwo cieknie. Nic nie porywa. „Napisz coś fajnego. Coś śmiesznego. Jakiś bestseller. I pomyśl o kwestii kobiecej". O wiele za dużo myślenia. Czasami nie pomaga nic innego jak wyjście do żydowskiej albo portugalskiej kawiarenki. To właśnie przy kawiarnianym stoliku wpadałam na pomysł każdej napisanej dotąd powieści albo na rozwiązanie jakiejś sceny. I w kawiarni ogarnia mnie też przekonanie, że natchnienie znowu nadejdzie i że muszę je do siebie wabić dyscypliną i pracą.

Główną bohaterką Księżyca nad Bretanią jest sześćdziesięcioletnia kobieta. Jak udało się Pani wczuć w sytuację emocjonalną o wiele starszej od Pani osoby?
Uczucia się nie zmieniają. Zwątpienie, nadzieja, tęsknota, kompleksy, oddanie, niepewność, lęk przed śmiercią: one się po prostu nie zmieniają i doskonale znają je także młodsi ode mnie. Jeśli jednak chodzi o sprawy, których kobieta doświadczyć może na własnej skórze dopiero wtedy, gdy przekroczyła czterdziestkę, pięćdziesiątkę czy sześćdziesiątkę, to po prostu słuchałam.

Już jako mała dziewczynka uważałam, że to, co opowiadają starsze kobiety, a także to, co przemilczają, ale czym wymownie dzielą się za pomocą gestów, wyrazu twarzy, oczu, jest o wiele ciekawsze niż to, co zajmuje moich rówieśników. To tam jest życie! Mnóstwo życia, myśli, marzeń, wiedzy. Czuję się bliższa starszym ludziom. Czasem nawet bliższa niż samej sobie.

Bretońska kuchnia odgrywa istotną rolę w Pani powieści. Czy gotuje Pani czasem bretońskie potrawy?
Moules frites to narodowa potrawa Bretończyków, obok klasycznego galette z serem, szynką i sadzonym jajkiem. Chętnie gotuję małże z dużą ilością muscadetu i śmietanki, ale naleśniki z mąki gryczanej mi nie wychodzą. Mam przepisy z bretońskiej książki kucharskiej, którą tam nabyłam, oraz ogólną wiedzę o gotowaniu, którą wyniosłam z kuchni w rodzinnej restauracji, gdzie podawałam przekąski.

Dlaczego to właśnie Bretanię wybrała Pani na miejsce swojej powieści?
To Bretania wybrała mnie, a raczej uwiodła. Moje pomysły na powieści to suma przeżyć, podróży, ulotnych chwil i tysięcy drobnych obserwacji. Dopiero po jakimś czasie wiem, że były to impulsy, które coś we mnie poruszyły.

Najpierw zdarzył się nieplanowany objazd latem 2007 roku, gdy szukając w Finistère hotelu, pobłądziliśmy z mężem i zawędrowaliśmy do maleńkiego portu Kerdruc. To miejsce mnie oczarowało. Ono i kraina na krańcu świata. Jej mieszkańcy. Dzikość. Duma. Rok później, znowu w Bretanii, obserwowałam grupkę seniorów, którzy w poniedziałkowe południe lekko podchmieleni wyszli z bar tabac. Starzy przyjaciele. I oto była wśród nich Marianne, na rok się przyczaiła, a potem z całą mocą zażądała, bym napisała historię o kobiecie u schyłku życia w tym najpiękniejszym zakątku świata. Więc właściwie nie miałam wyboru.

fot. C. Maurice Kohl

Nina George

Księżyc nad Bretanią

Tłumaczenie: Daria Kuczyńska-Szymala

Nigdy nie jest za późno, by rozpocząć nowe życie

Nowa powieść autorki bestsellerowego „Lawendowego pokoju”.
Dla Marianne podróż do Paryża miała być tą ostatnią. Po latach nieszczęśliwego małżeństwa kobieta postanowiła rzucić się z Pont Neuf do Sekwany. Nie przewidziała jednak, że miasto zakochanych nie pozwoli jej odejść. Gdy odratowana leży w szpitalu, ukojeniem staje się dla niej malowidło wykonane na rustykalnym kafelku – oświetlony księżycowym blaskiem port w Bretanii z łodzią o nazwie Mariann. Zrozpaczona chwyta się tego obrazu jak ostatniej szansy i postanawia, że skoro nie ma już swojego miejsca na ziemi, pojedzie właśnie tam, do małej wioski rybackiej.
Ta pierwsza od lat samodzielnie podjęta decyzja pozwoli Marianne poczuć się znowu szczęśliwą.

Specjalnie do książki „Księżyc nad Bretanią” stworzyliśmy estetyczne podkładki pod kubki, które przeniosą Cię nad poszarpane brzegi Bretanii! Kup już dzisiaj!