Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

27.09.2017

Prawdziwa twarz Franciszka

Od lat nie mam telewizora, ale tamtego marcowego wieczoru wprosiłam się do kogoś, musiałam. Bardzo chciałam go zobaczyć, dowiedzieć się, kim będzie. Od jego pierwszych słów wypowiedzianych wtedy cztery i pół roku temu, od owego pamiętnego „buonasera", poczułam, że to jest po prostu mój papież. I czuję tak do dziś.

Mam jednak świadomość, że nie wszyscy tak czują. Wielu się z Franciszkiem niespecjalnie utożsamia. Niektórzy go kochają, inni w czambuł krytykują, kolejni uważają, że ten pontyfikat należy przeczekać. Tak zwani zwykli wierni nie wiedzą, co myśleć. Wokół postawy i nauczania papieża narosło wiele nieporozumień, których on sam - przyznajmy - nie spieszy się rozwiewać.

Najnowsza książka Gian Franco Svidercoschiego - „Papież, który zapalił świat" - jest w moim przekonaniu lekturą i dla zwolenników, i dla tych, którzy mają wątpliwości. W swej analizie pierwszych czterech z okładem lat obecnego pontyfikatu znany watykanista nie popada bowiem w żadną skrajność. Interesuje go zrozumienie.

Autor uważa, że naczelną misją Franciszka jest głęboka reforma kurii i instytucji Kościoła. Przede wszystkim Kościół musi przestać zajmować się sobą samym, a w zamian bardziej otworzyć na ciągłe wyzwanie stawiane przez Ewangelię. Kościół nie może patrzeć sam na siebie, musi patrzeć na Chrystusa - powtarza papież. Kościół, który patrzy sam na siebie, to katastrofa. Wiele sprzeciwów wobec papieskich posunięć bierze się stąd, że jako przedstawiciele Kościoła nie potrafimy jednak nie patrzeć na siebie. Nie potrafimy się wyzwolić ze sławetnego „zawsze tak było" (to przekonanie autor nazywa „wrogiem numer jeden"). A Franciszek potrafi - i robi to. Oczywiście, popełnia po drodze błędy, i Svidercoschi nie omieszka mu ich wypomnieć.

I tu robi się ciekawie także dla krytyków Bergoglia, bo autor na wytknięciu tych błędów nie poprzestaje, ale próbuje odkryć ich przyczyny, dociec papieskich motywacji, czasem zastanawia się nad ewentualnym remedium. Innymi słowy, jego książka jest próbą przybliżenia perspektywy papieża, wejścia w jego buty, próbą podyktowaną nadzieją - jak podkreśla w wywiadach sam Svidercoschi - że uda się spod wszelakich stereotypów i klisz „odkopać" choć po części prawdziwego Franciszka.

W moim przekonaniu kluczem do „prawdziwego Franciszka" jest zrozumienie, że niezależnie od wyboru na Tron Piotrowy pozostał on przed wszystkim duszpasterzem. Biskupem - w znaczeniu opiekuna. Ojcem. W książce jest poruszający moment, gdy autor wymienia różne inwektywy miotane na papieża w prasie. „Nie wie, co robić, więc został proboszczem świata" - napisał ktoś złośliwie. Myślę, że całkiem niechcący ów ktoś trafił w sedno: Franciszek pozostał tym, który służy powierzonym sobie ludziom. Między innymi dlatego jego nauczanie jest proste, egzystencjalne, dotyka codzienności. Nie jest z wyżyn.

Svidercoschi to watykański stary wyjadacz, rzec by można - nestor watykanistów. Śledził cały pontyfikat Jana Pawła II i pozostaje jego gorącym zwolennikiem. I jako taki - co ciekawe - widzi we Franciszku raczej kontynuatora linii poprzednich papieży niż rewolucjonistę. Radykalizm Bergoglia widoczny jest w jego determinacji i tempie, jakie sobie narzucił, bardziej niż w samej treści reform. W tym, że postanowił iść do przodu, nie negocjując i nie przepraszając, bo inaczej nic by nie wskórał. Zerwał być może ze starożytną zasadą, że Kościół z niczym się nie spieszy. Franciszek - zdaje się mówić Svidercoschi - wie, że ma mało czasu, a dużo do zrobienia, i dlatego właśnie się spieszy.

Reforma od góry jest istotna i Franciszek ją odważnie podejmuje. O tym również przeczytamy w tej książce. Ale prawdziwa siła tkwi w reformie od dołu. Chrześcijaństwo nie wydarza się w instytucji, ono się wydarza w relacji: między człowiekiem a Bogiem, między człowiekiem a człowiekiem. Nieraz nawrócenie zaczyna się od więzi ludzkich. Bergoglio jest tego świadom, dlatego walczy o to, by zmniejszać dystans - być w realnym kontakcie ze „zwykłymi wiernymi", by w swoim zachowaniu, słowach, gestach nie stać się urzędnikiem, ale pozostać sobą: księdzem, jezuitą, Jorgem Bergoglio. Sądzę, że to niezwykle świadoma i przemyślana postawa, choć niekiedy wyglądać może - na przykład w kontaktach z dziennikarzami - na beztroską lub wręcz bezmyślną. Pytanie, na ile jest to do pogodzenia z jego rolą instytucjonalną - i na ile Franciszkowi się udaje, mimo wszystkich sprzeciwów i trudności. Bo że nie jest łatwo, to widać.
Katarzyna Węglarczyk

fot. Korea.net / Korean Culture and Information Service (Jeon Han)

„Staram się być śmiały, iść naprzód bez względu na konsekwencje”.
I tak zaczęły się problemy.
Ten pontyfikat, rozpoczęty w marcowy wieczór łagodnym buonasera, wywołał prawdziwe trzęsienie ziemi.
Papież Bergoglio realizuje śmiały plan odnowy Kościoła. Otwiera szeroko jego drzwi, pragnąc, by był blisko ludzi. Rozpoczyna reformę Kurii Rzymskiej. Prześwietla finanse banku watykańskiego. Zmniejsza dystans między hierarchami a wiernymi. Przypomina duchownym, że mają być pasterzami dusz, a nie funkcjonariuszami. Wzywa do solidarności ze wszystkimi potrzebującymi. Robi wszystko, by chrześcijanie powrócili do radykalizmu i prostoty Ewangelii. Czyni to, nie licząc się z kosztami – samotnością, niezrozumieniem i rosnącą opozycją ze strony części hierarchii przestraszonej demontażem starego systemu.
Czy pierwszy papież jezuita – zgodnie z testamentem św. Ignacego – nadal będzie „podpalał” świat?

Gian Franco Svidercoschi (ur. 1936) – włoski dziennikarz o polskich korzeniach, watykanista, specjalista ds. problemów religijnych i polityki międzynarodowej. Relacjonował przebieg II Soboru Watykańskiego. Wieloletni redaktor miesięcznika „L’Osservatore Romano”. Autor kilkunastu książek, w tym bestsellerowego wywiadu z kard. Stanisławem Dziwiszem Świadectwo. W oparciu o jego biografię Jana Pawła II powstał scenariusz filmu Karol. Człowiek, który został papieżem.