Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

Marzycielka z Ostendy

Odkrywanie siebie

„Marzycielka z Ostendy" Erica- Emmanuela Schmitta to zbiór opowiadań nie tylko- tak jak czytamy na odwrocie okładki - o pamięci, miłości - ale przede wszystkim o wyobraźni. Schmitt bada wpływ otoczenia, w tym bliskich nam ludzi na nasze postrzeganie samych siebie oraz świata.
Bohaterka jednego z opowiadań jest pielęgniarką, która mieszka w Chinatown w Paryżu. Pewnego dnia jednym z pacjentów szpitala, w którym pracuje, zostaje ciężko ranny w wypadku Karl. Stefania wyjątkowo mu się podoba. Pielęgniarka nie rozumie zachwytu, jakim darzy ją pacjent. Życie w Chinatown ukształtowało jej myślenie o sobie samej. W porównaniu do szczupłych niskich Chinek, wydaje się sobie mocno zbudowana. Uważa, że nie jest atrakcyjna. Gdy pewnego razu postanawia iść na zakupy do dzielnicy afrykańskiej, widzi wysokie Afrykanki o obfitych biodrach i biustach oraz reakcje, jakie wywołują one u mężczyzn. Wtedy dopiero dopuszcza do siebie myśl, że jej figura także może się komuś podobać. Zmienia się jej postrzeganie samej siebie. Za tą zmianą stoi również Karl, który stracił wzrok w wypadku, a mimo to prawi jej komplementy i zachwyca się jej urodą. Schmitt powraca tutaj do motywu poruszanego w książce pt. „Kiedy byłem dziełem sztuki" - że tajemnica piękna nie jest związana tylko z wyglądem, ale składa się na nią także wiele innych czynników. Odkrycie własnej wartościowości jest w tym opowiadaniu nazywane wprost „ozdrowieniem".
W opowiadaniu „Zbrodnia doskonała" Gabriela, kobieta w dojrzałym wieku, wiodąca szczęśliwe życie u boku męża, z którym tworzy „idealną parę", pewnego dnia ulega sugestii nowej sąsiadki, która po pierwszym spojrzeniu na jej męża, stwierdza, że jest on obłudnikiem. Gabriela podziwia i szanuje tę kobietę za jej przenikliwość i znajomość ludzkiej psychiki, i prawdopodobnie dlatego zaczyna spoglądać na swego męża jej oczami. Jest podejrzliwa, przestaje wierzyć w jego miłość. Jest pewna, że on ją zdradza. Te domysły doprowadzają do tego, że w pewnym momencie zaczynać planować jego zabójstwo. Nie może wytrzymać jego obecności i czułości, i podczas górskiej wędrówki strąca go ze skały.
Opowiadanie „Zbrodnia doskonała" jest parafrazą znanego w literaturze motywu śladów zbrodni, które, mimo pozornej niewinności sprawcy, nie dają mu spokoju. Dlatego użycie oksymoronu „zbrodnia doskonała" sugeruje czytelnikowi, że taka nie istnieje, choć jej złudzenie już dawno rozwiali inni pisarze długo przed Schmittem. Ten motyw odnaleźć można choćby w „Makbecie oraz w „Portrecie Doriana Graya". Zarówno w prozie Schmitta, jak i w wymienionych dziełach, zbrodnia zawsze pociąga za sobą nieprzewidziane wyrzuty sumienia oraz inne konsekwencje.

O tym, że nasze postrzeganie innych ludzi może być pozorne, opowiada także tytułowa „Marzycielka z Ostendy". Nikt nie wierzy w to, że ta kaleka, wymagająca i wyniosła kobieta, mogła przeżyć kiedyś wielką miłość. Jedną z możliwości powstania pięknej historii miłosnej, którą snuje Emma Van A., jest - według narratora, który jest jednocześnie jej rozmówcą - pomieszanie życia z fikcją literacką, gdyż tytułowa marzycielka jest ciągle zatopiona w lekturze dzieł wielkich pisarzy, w tym antycznych.
Kwestię zbieżności tych dwóch wymiarów przeżywania rzeczywistości Schmitt porusza także w opowiadaniu pt. „Kiepskie lektury". Oto nauczyciel historii, który od zawsze wzbraniał się przed literaturą piękną. Nigdy jej nie czytał. Nie rozumie zachwytu innych ludzi nad bestsellerami światowymi. Pewnego razu jednak podkrada swojej kuzynce jedną z tego typu książek. Paradoks polega na tym, że człowiek, który sięgał zawsze tylko po pozycje naukowe, nie był gotowy na tego typu przeżycia. Książka podziałała na jego emocje, wciągnęła go bez reszty. Co więcej, wyobraźnia spłatała mu poważnego figla. Pod wpływem lektury zbiegły się w umyśle bohatera dwa światy - fikcyjny oraz rzeczywisty. To spowodowało, że w napadzie paniki, wziął omylnie swoją kuzynkę za jednego z włamywaczy z książki.
O subiektywnym odczuwaniu świata rzeczywistego opowiada „Kobieta z bukietem", która zamyka zbiór prozy Schmitta. Nikt nie wie, na kogo, bądź na co, czeka ta kobieta, która codziennie od piętnastu lat przychodzi na dworzec - zawsze o tej samej porze. Okazuje się, że staruszka z bukietem pomarańczowych kwiatów jest metonimicznie związana z tym, na co, w głębi serca, czekają bohaterowie opowiadania, którymi są pracownicy wydawnictwa. Każdy z nich wymienia inną osobę, na którą można czekać. Czekająca na dworcu kobieta to obraz bardzo plastyczny, wręcz teatralny. Budzi wiele skojarzeń związanych z naszymi osobistymi przeżyciami. Dziwi więc fakt, że autor nie pozostawił go samemu sobie, aby działał na nas własną siłą, lecz wyjawił powody, dla których stworzył właśnie taką postać. Ujawnił także, jakie wrażenie chciał wywołać w tych, którzy ją spotkają. W odczuciu czytelnika budzi to na pewno poczucie nieuzasadnionego nadmiaru sensu.

Wątkiem pobocznym opowiadań jest kwestia tożsamości narracyjnej. Z jednej strony mamy kobietę zafascynowaną literaturą piękną, szczególnie arcydziełami klasycznymi, która nawet erotyzm postrzega przez pryzmat tego, co przeczytała. W opisie swoich seksualnych pozycji stosuje analogie wprost z mitologii greckiej i rzymskiej. Z drugiej strony, bohater, który czytał dużo przez całe życie, ale poznawał w ten sposób jedynie fakty historyczne. Schmitt chce nam prawdopodobnie przekazać, że siła przyzwyczajenia do pewnego typu lektur jest ogromna i czasem nie do pokonania. Lektury mają ogromną moc kształtowania naszych osobowości oraz wpływania na nasze życie.
Sceny, jakie przedstawia Schmitt, są niewątpliwie bardzo teatralne. Autor najpierw opisuje przestrzeń, miejsce, w którym dzieje się akcja - jest to kraj albo miasto - w taki sposób, jakby tworzył scenografię lub pisał didaskalia do sztuki. To, co charakterystyczne dla teatru, a wprzęgnięte w tę prozę, to także plastyczność opisu: barwy, dźwięki itp. Ponadto, Schmitt tworzy związki między etymologicznym znaczeniem wyrazów a obrazami, jakie one wywołują w wyobraźni. Pojawia się synestezja - dźwięki poszczególnych liter wywołują w bohaterze określone wrażenie. Są one odbiciem jego oczekiwań wobec Ostendy, do której, jedzie, by wyleczyć się po rozstaniu. Przykładem może być krajobraz pastelowych ulic, jaki kreśli on w swej wyobraźni. W jego głowie powstaje pejzaż jakby z fowistycznych obrazów.
Opowiadania Schmitta zawarte w „Marzycielce z Ostendy" mają charakter paraboliczny. Konstrukcja fabuły poszczególnych opowiadań jest analogiczna do tej, jaką możemy odnaleźć we wszystkich wcześniejszych jego dziełach: przede wszystkim są to nagłe zwroty akcji., które powodują nieustające napięcie w czytelniku. Schmitt w ten sposób dozuje rozwiązanie intrygi. Pojawiają się także charakterystyczne dla niego motywy: krytyka powierzchowności piękna zewnętrznego, odkrywanie niuansów ludzkiej psychiki, badanie związków międzyludzkich.
Opowiadania służą przekazaniu prawdy życiowej. Niestety ubierana jest ona niejednokrotnie w naiwne aforyzmy. Zdaje się, że autor „Marzycielki z Ostendy" stworzył piękne scenerie, wprowadził epizody jak z bajki (motyw księcia i kaleki, piękna i brzydoty), plastyczne widoki, ale pozbawił czytelnika głębszej refleksji. Bowiem wyjaśnił zbyt dosłownie, w jaki sposób należy odczytywać jego przypowieści.


Recenzent: Mirela Zielińska

Eric-Emmanuel Schmitt

Marzycielka z Ostendy

Tłumaczenie: Anna Lisowska

Opowieść o pięknie, które jest w każdej z nas.
Takiej miłości i namiętności nie przeżyła ani nigdy wcześniej, ani nigdy później. Pamięta wszystko. Jego smak, zapach, miękki dotyk jego dłoni. I nie miało znaczenia, kim był. Wystarczyło, że pozostawał władcą jej serca.
Ale czy ta historia wydarzyła się naprawdę? Czy to wspomnienia, wciąż powracające ze zdwojoną siłą, czy tylko fantazje schorowanej kobiety?
W "Marzycielce z Ostendy" Éric-Emmanuel Schmitt z właściwą sobie czułością bada kruchą naturę wspomnień, impresji, wyobrażeń. Bo to dzięki nim odbywamy najpiękniejsze podróże do krainy zmysłowości. Dzięki nim uczymy się kochać siebie.