Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

Erynie

Krajewski porusza

Pierwsze wrażenie mówi dużo, pozwala nam wykreować minireprezentację danej osoby, książki, czegoś, w naszym mózgu. Tak działamy. Tworzymy mini-stereotyp i klasyfikujemy, porównujemy, łączymy w zbiory elementów podobnych. Przez tworzenie map neuronowych i na podstawie już istniejących możemy pozytywnie nastawić się do kogoś lub czegoś. Albo negatywnie. Nie jesteśmy pustą kartą. Tak ładnie wydanej książki nie widziałem dawno. Czcionka, krój, zapach - i już wiedziałem, że będę fanem Krajewskiego.


A jak zacząłem czytać (och, celowo zapomnę o nowożytnym preludium) o historycznym Lwowie pełnym i kolorowym. Pełnym zapachu, różnorakich kultur (nie tych przez duże k, ale tych, które tworzą skupiska ludzi będących w pewnym n-elementowym zbiorze). Chodzi mi o sytuację w której Żyd i Rosjanin kłócą się o kurę i policjant mówi coś w stylu "Tu jest polski komisariat i macie mówić po polsku". Dziś boimy się powiedzieć Żyd i Rusek. Dziś byśmy się nie zrozumieli. Po 49 Polska stała się płaska, wyblakła i jednowymiarowa. Nawet organizowane obchody czterech kultur w moim rodzinnym mieście są puste i szare. Jedźcie do Wilna czy Lwowa, zobaczycie co to kolor mieszanki narodowościowej (teraz już niestety historycznie) Jedźcie na kresy wschodnie ad generuj. Jedźcie na ten słynny cmentarz, na którym był z Wielką Pompą Prezydent bez Magistrum. Jedźcie zobaczyć groby, te które są i te które były, zobaczcie krzyże rzymsko-katolickie i prawosławne, a wśród nich i mogiły komunistów.Porozmawiajcie o pomnikach, które tam kiedyś stały. Zobaczcie ocalałe pomniki nie-tylko-polskich wielkich postaci (Lelewel był patronem mojego LO.) A potem weźcie się za lektury Krajewskiego.


Porównując z bawarskim kryminałem ten wychodzi na bardziej jaskrawy, ostrzejszy, bardziej wyrazisty. Oczywiście łamanie nóg kilofem nie jest zbyt miłe, nawet gdy się tylko o tym czyta, ale u Faye zbrodnie były bardziej statystyczne, nie miały emocjonalnego wymiaru. Krajewski poruszył u mnie coś w środku, zagrał nie tylko moimi oczami, nosem (nieodłączne wspomnienia z wizyt na wschodzie wiążą się z niezbyt wartymi pamiętania zapachami), uszami, sercem i pamięcią. Moje miasto znane jest z kilku niezbyt chlubnych zdarzeń - jak nic Marek K. musiał słyszeć o "dzieciach w beczkach"... Wysoka ocena 9 (sentymentalna i niezbyt obiektywna, ale naprawdę warto przeczytać)

 


Recenzent: Adrian Biskupski

Lwów, maj 1939 roku. W strasznych męczarniach ginie mały chłopiec. Wieść o rytualnym mordzie dokonanym przez Żydów obiega miasto. Wybucha panika. Czyje dziecko będzie następne?

Całe miasto liczy na komisarza Edwarda Popielskiego. Jednak komisarz nie chce poprowadzić sprawy. Nie tym razem. Widmo zbliżającej się wojny i paraliżujący strach rządzą Lwowem, tylko jego przestępczy świat wciąż żyje według starych reguł. Każdy zna tu Popielskiego, który działa wyłącznie nocą. Nikt nie chce z nim współpracować. Nikt nie chce mu się narazić. Miasto przesiąknięte zbrodnią przesłonił cień Erynii bogiń zemsty.