Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

15.03.2017

Przeczytajcie fragment "Życia pasterza"

W marcu w Polsce ukaże się „Życie pasterza" Jamesa Rebanksa, książka, która stała się międzynarodowym fenomenem, jednym z największych zaskoczeń na brytyjskim rynku wydawniczym.

James Rebanks powrócił z wielkiego miasta na wieś, aby pracować na farmie, którą jego rodzina prowadzi od sześciuset lat. Z dala od zgiełku wiedzie proste życie w Krainie Jezior, gdzie ludzie od wieków hodują owce. Jego wybór stał się inspiracją dla milionów zabieganych, uzależnionych od smartfonów i poszukujących spokoju ludzi. Rebanks opowiedział im o świecie, w którym najważniejsze wartości wciąż mają sens, a relacje między jego mieszkańcami pozostały autentyczne, choć nie zawsze są łatwe.

Jako pierwsi możecie przeczytać fragment książki!

Zima

Zima to moje czerwone opuchnięte palce pulsujące bólem pod strumieniem gorącej wody oraz wycie i przekleństwa, które miotam, czekając, aż ręce mi rozmarzną. To okruchy siana, które usuwam z kącików nabiegłych krwią oczu.. To płatki śniegu i ziarnka gradu uderzające mnie w twarz, gdy jadę quadem pod wiatr, a śnieżynki lub marznący deszcz przypominają linie gwiazd, które pojawiają się w Gwiezdnych wojnach, gdy pilot statku kosmicznego dodaje gazu i wykonuje skok w nadprzestrzeń. Zima to strugi deszczu spływające po karku taty, który idzie przede mną, gdy usiłujemy złapać starą chorą owcę. To stado rozpaczliwie rzucające się na siano podczas zamieci, pragnące zjeść cokolwiek, nim wiatr pozbawi je paszy. To martwe jagnięta pokonane przez życie, zanim jeszcze na dobre je zaczęły. Zima to poprzewracane, rozbite paśniki i połamane drzewa.
Zima to parszywy czas.
Czasami jednak zima to także roziskrzone bezchmurne dni, kiedy wszystko idzie dobrze - pola są suche, najedzone owce spokojnie wylegują się w słońcu, a my, pracując, możemy podziwiać piękno doliny i przyrody. Zima bywa urzekająca.
Na jej wyjątkowość składają się dziesiątki drobiazgów. Klucz dzikich gęsi przelatujących wysoko po zimnym błękicie nieba. Kruki odrywające się od wzgórz i spływające z wiatrem niczym czarna wstęga. Lisy przekradające się o brzasku oszronionymi polami. Zające, które wpatrują się w nas dużymi ciemnymi łzawiącymi oczami.
[...]
Budzi mnie wycie wiatru i deszcz bębniący o szyby. Leżąc w łóżku, spoglądam przez okno na brunatny kobierzec wrzosowiska, błoto i nagie szkielety dębów. Z oddali dobiega mnie szum wezbranego potoku spływającego kaskadami po kamieniach w wąwozie. Wzgórza stoją otulone brudnym szalem chmur. Ten jeden rzut oka przez okno informuje mnie, jak będzie wyglądał mój dzień: czy wystarczy, że włożę kurtkę i lekkie buty turystyczne, czy będę musiał ubierać się w kilka warstw ciepłych wodoodpornych strojów.
Od chwili, gdy otwieram oczy, słyszę w głowie tykanie zegara, który odliczając kolejne sekundy, przypomina, że zimą dzień trwa krótko. Być może stado nie miało tyle szczęścia co ja i nie przetrwało kolejnej ciężkiej nocy. Nie mogę nawalić, mówię sobie, odczuwając mieszaninę wyrzutów sumienia i wstydu. Gdy słońce wspina się nad wzgórzami, rozpoczyna się mój wyścig z czasem. Zimą mam go mniej niż zwykle, ponieważ zmierzch zapada szybko, ale ja, tak czy inaczej, muszę się wyrobić z oporządzeniem trzody i wszystkimi gospodarskimi obowiązkami. Gdy mam dobry dzień, nie zauważam tego, że czasu jest mało. Gdy mam zły dzień, tykanie zegara w głowie nie daje mi spokoju. Nie mogę wziąć urlopu na żądanie. Moja opieszałość może się okazać dla któregoś zwierzęcia wyrokiem śmierci.
Praca w chłodne, wilgotne zimowe dni nie przynosi zbyt wiele radości, a niektórych wręcz przerasta. Gdy National Trust wydzierżawia farmy ludziom, którzy co prawda palą się do gospodarskiego życia, ale nie znają naszych realiów, często kończy się to źle. Wewnętrzny przymus nakazujący każdego ranka wstawać i wychodzić na dwór niezależnie od pogody okazuje się zbyt słaby i ci, którzy początkowo pałali wielkim entuzjazmem, nierzadko poddają się, gdy zaczyna się robić naprawdę trudno. Za mało zależy im na owcach i na tej ziemi, żeby mogli podtrzymać pierwotny zapał, prowadzone przez nich farmy zaczynają podupadać i wreszcie oni sami rezygnują z dzierżawy. To ten natrętny głos, który rozlega się w naszych głowach, sprawia, że Kraina Jezior wciąż trwa; to dzięki niemu mury są naprawiane, pola osuszane, owce oporządzone, a stada rozmnażane. Wiele z tych zajęć wykonuje się tu wbrew zasadom, którymi rządzi się współczesna ekonomia. Niektórzy nasi przyjaciele poświęcają pięćdziesiąt albo więcej dni w roku na naprawę murków na swoich farmach, chociaż z ekonomicznego punktu widzenia najbardziej opłacalnym rozwiązaniem byłoby rozebranie rozpadających się ścian i sprzedanie kamieni. My jednak wciąż naprawiamy mury, ponieważ uważamy, że właśnie to powinno się robić.
W przelocie jem śniadanie - płatki kukurydziane albo owsiankę.
Żadna pogoda nie jest zła, złe może być tylko ubranie. Tak się u nas mawia. Nie do końca podzielam tę teorię, ale tak czy inaczej, ubieram się na cebulę. Termoaktywne slipy. Podkoszulki. Koszule. Kurtki. Po chwili bardziej niż człowieka przypominam niedźwiedzia, barczystego, ociężałego, zasapanego. Jest szósta rano i dręczy mnie niepokojące przeczucie, że równie ciepło i sucho będzie mi dopiero wieczorem, po powrocie do domu. Najbardziej dokuczliwa jest wszędobylska wilgoć, dlatego w naszej kuchni na okrągło suszą się jakieś kurtki, spodnie, czapki i rękawiczki, a w powietrzu unosi się zapach stęchlizny i owiec. Mimo wszystko ubrania nigdy nie są zupełnie suche. Swojego czasu przeszedłem zapalenie płuc i nie zdziwię się, jeśli kiedyś znów złapię tę chorobę, na którą w przeszłości ludzie często umierali w przesiąkniętych wilgocią domach. Podczas pracy robocze kurtki tak szybko się niszczą, że nie nadążamy kupować nowych, pracuję więc w połatanych i pozszywanych ubraniach, w których wyglądam jak staruszek. Przypominam gospodarzy ze starodawnych czarno-białych zdjęć.
Moje obowiązki nie są skomplikowane: mam za zadanie objechać pola, nakarmić owce i oporządzić je, czyli zadbać o ich dobro i rozwiązać wszystkie problemy, które się pojawią.
Pierwsza zasada pasterzy brzmi: Nie liczysz się ty, liczą się owce i ziemia.
Druga zasada brzmi: Nie zawsze się wygrywa.
Trzecia zasada brzmi: Nie marudź, tylko bierz się do pracy.

 

James Rebanks

Życie pasterza

Tłumaczenie: Adriana Sokołowska-Ostapko

Najbardziej zaskakujące wydarzenie literackie ostatnich lat.
Bestseller „New York Timesa”. Międzynarodowy fenomen.

„To jest moje życie. Nie chcę innego”.

James Rebanks powrócił z wielkiego miasta na wieś, aby pracować na farmie, którą jego rodzina prowadzi od sześciuset lat. Z dala od zgiełku wiedzie proste życie w Krainie Jezior, gdzie ludzie od wieków hodują owce. Jego wybór stał się inspiracją dla milionów zabieganych, uzależnionych od smartfonów i poszukujących spokoju ludzi. Rebanks opowiedział im o świecie, w którym najważniejsze wartości wciąż mają sens, a relacje między mieszkańcami pozostały autentyczne, choć nie zawsze są łatwe.

Książka Rebanksa to poruszająca historia człowieka, który wbrew trendom odnalazł spełnienie w prostocie życia i pokorze wobec natury. Opowieść o związku z rodzinną tradycją, wyjątkowym regionem oraz z naturą, która wyznacza rytm życia mieszkańców.

Autor Życia pasterza szczerością i wrażliwością podbił serca milionów czytelników i zachwycił najbardziej wymagających krytyków. Książka stała się wydarzeniem literackim w Wielkiej Brytanii i USA oraz bestsellerem w Niemczech, Hiszpanii i Norwegii.

„Urzekająca książka Jamesa Rebanksa (…) to opowieść o tradycji, znaczeniu korzeni i poczuciu przynależności w erze upływającej pod znakiem mobilności i autokreacji”.
/Michiko Kakutani, The New York Times/