Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

04.07.2016

Pier Giorgio Frassati - zachwyca i wkurza, zmusza do myślenia i działania

Żył zaledwie 24 lata, ale to wystarczyło, żeby uznano go za błogosławionego i patrona młodzieży, studentów, ludzi gór i Akcji Katolickiej. Nieźle, prawda? Pier Giorgio Frassati, bo o nim mowa, to postać radykalna - człowiek, który pogłębiając swoje powołanie do okazywania miłosierdzia, nie wyrzekł się tego, co w życiu świeckim najcenniejsze. We wstępie do nowego wydania jego biografii, które przypomina Znak, Karl Rahner (jeden z najbardziej wpływowych teologów XX wieku) zestawia go ze świętymi, którzy wybrali życie we wspólnotach mnisich i zakonnych. Rahner pisze o nich tak: „Zawodowo dążyli do świętości i w miarę możliwości tak urządzali swoje życie, że w pewnym sensie nie mieli nic do roboty, tylko wywiązywać się z obowiązku radykalnego rozwijania swojego chrześcijaństwa. „Doczesne" bezpośrednie zainteresowanie jakimś ziemskim zawodem, kulturą, nauką, sztuką itd. było przez nich dopuszczane co najwyżej w skromnych dawkach, o tyle, o ile nie sposób było tego uniknąć, nie stanowiło zaś zamierzonego celu."

Pier Frassati - silny i wysportowany, zafascynowany alpinistyką, jeździł też konno i uczestniczył w rowerowych rajdach... Przez przyjaciół nazywany był Valanga di Vita co znaczy po włosku Lawina Życia. Zawsze radosny i pełen energii, dziś prawdopodobnie (podobnie jak kiedyś) zwracałby uwagę wielu dziewczyn. Serce Frassatiego przepełniała siła i miłość jednak przede wszystkim do ubogich i chorych, w służbie którym odkrył swoje powołanie. Jeden z jego bliskich przyjaciół tak go wspominał: "Pewnego dnia usiłował przekonać mnie do uczestniczenia w dziele miłosierdzia »Świętego Wincentego«. Na przedstawiane przeze mnie trudności, że nie mam dość odwagi, by wejść do brudnych i cuchnących domów biedaków, w których mógłbym zarazić się jakimiś chorobami, z całą prostotą odpowiedział, iż nawiedzanie biednych jest nawiedzaniem samego Jezusa Chrystusa."

Kiedy czyta się biografię Frassatiego „Pośród nas", przypomina się refren starego hitu Tiny Turner: „Nie potrzebujemy innych bohaterów!". Pier Georgio Frassati był bohaterem naszych czasów i... bohaterem na miarę naszych możliwości! Wystarczy sięgnąć po książkę, żeby poczuć motywację do działania na rzecz innych - a czy nie jest to jeden z podstawowych warunków chrześcijaństwa? Siłę charakteru Frassatiego docenił m.in. Jakub Szymczuk, który przekornie pisze o nim w Przedmowie: „Wkurzył mnie! Poczułem się przy nim marny. Mały Pier Giorgio walnął moją pychę między oczy. Zazdroszczę mu siły, wytrwałości, empatii, nonkonformizmu, dumy z bycia uczniem Chrystusa, a przede wszystkim - codziennego życia według Jego nauki. Czytając kolejne rozdziały, mimowolnie mierzyłem się z doskonałością bohatera, pytając, czy przynajmniej w jednej dziedzinie mogę się z nim równać."

Przekonajcie się, na czym polega uwodzicielska energia Pier Georgio Frassati, człowieka z krwi i kości, którego do stanu błogosławionego wyniósł Jan Paweł II. Lektura obowiązkowa dla tych, którzy chcą świadomie i inspirująco przeżyć Światowe Dni Młodzieży w Krakowie!

 

 

 

 

Robert Claude

Pier Giorgio Frassati. Pośród nas

Tłumaczenie: Joanna Petry Mroczkowska

Zachwyca i wkurza. Zmusza do myślenia i działania

Pier Giorgio Frassati – błogosławiony, który palił fajkę i chodził po górach. Zachwyca i wkurza. Zmusza do myślenia i działania.
Patron Światowych Dni Młodzieży i studentów, wyniesiony na ołtarze przez Jana Pawła II, nazywany „człowiekiem ośmiu błogosławieństw”.

„Masz świadomość tego, że są slumsy, ale nigdy cię to nie zabolało, bo nigdy nie widziałeś dziewięciorga osób idących spać w jednym pomieszczeniu.
Wiesz, że wiele dzieci umiera, ale nigdy cię to nie zabolało, bo nigdy nie widziałeś matki przy ciele zmarłego dziecka.
Ty tego nie znasz. Twój umysł wie, czytałeś o tym, słyszałeś o tym… Twoje serce i twoja dusza jednak o tym nie wiedzą.
Idź i po drodze patrz, słuchaj, otwórz szeroko serce – i wtedy się dowiesz”.
- fragment książki

Jakub Szymczuk, fotoreporter:
„Wkurzył mnie! Poczułem się przy nim marny. Pier Giorgio walnął moją pychę między oczy. Zazdroszczę mu siły, wytrwałości, empatii (…). Czytając kolejne rozdziały, mimowolnie mierzyłem się z jego doskonałością, pytając, czy przynajmniej w jednej dziedzinie mogę się z nim równać. Za każdym razem było 1:0 dla Pier Giorgia. Ja mam czasem problem, żeby przeżegnać się w miejscu publicznym. On potrafił wyjść z kolegami do baru i po drodze namówić ich na Mszę Świętą. Trzymał się swoich zasad. Głośno mówił, kim jest i w co wierzy”.