Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

18.09.2017

Możesz powstać z cmentarza!

Już we wrześniu książka, która wzbudziła duże zainteresowanie - "Wyrwałem się z piekła" Dobromira Makowskiego. Przeczytajcie fragment!

Ucieczka
Michał tak samo jak ja miał około jedenastu lat. Kiedy uciekłem z domu, spotkałem go przypadkiem na placu zabaw - od razu się rozpoznaliśmy. Spotkaliśmy się już wcześniej na półkoloniach, które prowadzone były w wakacje w mojej szkole, ale od tamtej pory się nie widzieliśmy. Podczas rozmowy zrozumiałem, że Michał też uciekł z domu. Byłem podekscytowany tym odkryciem, a zarazem bałem się tego nowego uczucia towarzyszącego ucieczce i kolejnych wydarzeń, które nas czekały.
Od razu zdecydowaliśmy, że będziemy się trzymać razem. Było nam zimno, więc zaczęliśmy szukać miejsc, gdzie moglibyśmy się ogrzać. Pamiętam na przykład, że poszliśmy na zupę do kuzyna Michała, Bartka. Ogólnie pierwszy dzień po ucieczce mijał nam dość beztrosko - na tyle, że przez cały dzień nie zastanawiałem się w ogóle nad tym, co się wydarzyło w domu. Błąkaliśmy się po mieście, nie mieliśmy żadnych konkretnych planów. Dopiero kiedy zbliżała się noc, po całodziennych wybrykach postanowiliśmy poszukać miejsca na nocleg. Michał był bardziej doświadczony w ucieczkach niż ja, zaproponował więc, że pierwszej nocy przenocujemy u jego kolegi.
Późnym wieczorem poszliśmy do tego znajomego Michała. Tam okazało się, że ja też go znam. Marcin - bo tak mu było na imię - był także jednym z tych, którzy przychodzili na półkolonie.
Chłopak wpuścił nas do swojego domu i na początku, jako gości, przedstawił swojej babci. To była starsza osoba, która niespecjalnie zainteresowała się tym, kogo zapraszał do domu jej wnuk. Marcin zrobił nam kanapki i herbatę, a kiedy powiedzieliśmy mu, z jakim planem przyszliśmy do niego - że chcielibyśmy zostać u niego na noc, chowając się za regałami - chętnie się na to zgodził.
Pamiętam emocje, jakie towarzyszyły mi tamtego wieczoru. Ustaliliśmy z chłopakami, że babcia, która razem z dziadkiem siedziała w pokoju obok, na pewno musi usłyszeć, jak się żegnamy i wychodzimy. Następnie najciszej, jak umiemy, musimy wrócić pod drzwi mieszkania. Marcin w tym czasie miał udać, że idzie wyrzucić śmieci, a wracając, po cichu wprowadzić nas znów do pokoju, gdzie mieliśmy położyć się spać za stolikiem. Akcja ruszyła. Najedzeni, pełni przekonania, że wszystko się uda, wstaliśmy i wkładając buty, żegnaliśmy się z babcią i dziadkiem Marcina. Nie pamiętam już, dlaczego nasz kolega mieszkał właśnie z nimi, wiem jednak, że podobnie jak ja miał poważne problemy w rodzinie.
Kiedy wyszliśmy na korytarz, zgodnie z planem udawaliśmy (tak, jak potrafią to tylko jedenastoletni chłopcy), że głośno schodzimy po schodach. W połowie drogi zatrzymaliśmy się i czekaliśmy, aż Marcin wyjdzie ze śmieciami. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i poczułem wewnętrzną ekscytację naszą walką o nocleg. Marcin zszedł po schodach, pokazując nam na migi, że jego babcia wciąż czeka przy drzwiach i że zabierze nas ze sobą, dopiero jak będzie wracał. Zgodnie z poleceniem staliśmy więc cicho w połowie klatki schodowej. Gdzieś rozległy się skrzypnięcia otwieranego zsypu i zamykanych drzwi. „Wraca" - pomyślałem i czekałem w gotowości na Marcina. Kiedy zobaczyliśmy jego sylwetkę na schodach, szybko zdjęliśmy buty i w samych skarpetkach, tak aby było słychać tylko jego kroki, podążaliśmy za nim do mieszkania na czwartym piętrze. Jeśli ktoś patrzył na nas przez wizjer, jak to często mają w zwyczaju ludzie w blokach, musiał być bardzo zaskoczony. Nasz cichy przemarsz po korytarzu wyglądał z jednej strony komicznie, z drugiej - na pewno podejrzanie.
Dotarliśmy na czwarte piętro i podeszliśmy do drzwi. Upewniliśmy się na migi, że wszystko idzie dobrze, a następnie rozpoczęliśmy akcję „nocleg". Kiedy tylko Marcin otworzył drzwi, szybko na paluszkach wsunęliśmy się przed nim do mieszkania, a potem do jego pokoju. Usiedliśmy w totalnej ciszy i nasłuchiwaliśmy jakiejś reakcji ze strony dziadków, ale słychać było tylko telewizor włączony w ich pokoju. Pierwszy etap zaliczony: niezauważenie dotarliśmy do pokoju kolegi z półkolonii i wiedzieliśmy, że nikomu nie przyjdzie do głowy nas tam szukać. Jako chłopiec lubiłem czytać - mając jedenaście lat, miałem już za sobą lekturę kilku dobrych książek dla dzieci i młodzieży - więc w mojej rozbudzonej literaturą wyobraźni takie osiągnięcie jawiło się niczym triumf po zdobyciu jakiegoś bastionu.
Po cichu odsunąłem stolik, za którym mieliśmy się położyć z Michałem. Marcin wyszedł do łazienki, a wracając z niej, powiedział babci i dziadkowi dobranoc. Gdy już leżeliśmy z Michałem na podłodze, myślałem sobie, że ucieczka z domu wcale nie jest taka zła. Naprawdę wydawało mi się, że jest spoko. Myślałem o moim domu, ale w głowie miałem tak potworny mętlik, że nie chciałem go jeszcze pogłębiać. Zastanawiałem się, co się stało z moim bratem, który został w domu. Bałem się o niego, ale byłem zbyt słaby, żeby go obronić. Myślałem o tacie, który gdzieś w sercu był mi bardzo bliski, choć jednocześnie miał w sobie to coś, czego bardzo się bałem. Myślałem też o babci, która niesłusznie podejrzewała nas o kradzież portfela. Jak bardzo musieliśmy wcześniej zajść jej za skórę, że była gotowa wysnuwać takie wnioski?
Nasz noclegowy plan szedł pomyślnie i czułem ogromną satysfakcję, że udało nam się to wszystko tak zorganizować. Wyobrażałem sobie, że spędzimy u Marcina kilka tygodni, że zaczną nas szukać, że tato się zmieni i wszystko będzie inaczej - będzie dobrze.
Zanim jednak zdążyłem odpłynąć zupełnie w moje marzenia, usłyszałem, że ktoś otwiera drzwi do pokoju. Kiedy zapaliło się światło, poczułem strach. Usłyszałem głos babci i szybkie pytania do Marcina, czy przygotował wszystko do szkoły, o której jutro zaczyna lekcje i tym podobne. Cały zestresowany czekałem, aż babcia wyjdzie i znowu zgaśnie światło. Stało się jednak inaczej - babcia zauważyła odsunięty stolik i zapytała o niego. Marcin był cicho, nie potrafił tak szybko wymyślić żadnego sensownego uzasadnienia, więc babcia podeszła do stolika i spróbowała go przesunąć. Opór, który wtedy pewnie poczuła, wzbudził prawdopodobnie jej zdziwienie i dlatego starsza pani zajrzała za stolik, żeby sprawdzić, czemu nie da się go przesunąć. Ku jej zaskoczeniu leżeliśmy tam my - dwaj jedenastoletni koledzy Marcina..

Słyszysz? Możesz powstać z cmentarza! Ja powstałem do życia, by pasją zarażać!

Bałem się. Potwornie się bałem. Ojca, który nie skąpił pasa. Matki, która wybrała alkohol zamiast swoich dzieci. Opiekunów w pogotowiu opiekuńczym. Wychowawców w domu dziecka. Braku akceptacji. Chciałem zabić ten strach, przestać go czuć!
Zacząłem kraść, bo chciałem być taki jak koledzy. Zacząłem pić, zacząłem ćpać. Gdzieś miałem naukę, bo kim ja mogłem zostać. Od małego słyszałem tylko: „Skończysz jak matka.” Słyszałem to tak często, że aż sam w to uwierzyłem.

Wtedy, gdy byłem już na dnie i myślałem, że gorzej być nie może, zmarła mi mama, zmarł mi tata. Zrozumiałem, że nie mogę żyć tak jak oni! Że nie jestem na to skazany, bo to ja wybieram swoją przyszłość. To nie było proste. Ciągle nie jest, ale dziś już wiem, że jest możliwe. Możliwe jest powstanie z cmentarza. Teraz chcę Wam o tym opowiedzieć. Poznajcie moją historię i zacznijcie żyć z pasją!

Dobromir „Mak” Makowski – raper, inicjator spotkań z zakresu profilaktyki uzależnień RapPedagogia, mąż i ojciec trójki dzieci.