Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

03.11.2016

Odyseja po intelektualnym świecie dwóch erudytów

„Ciebie całuję w czoło, życzę, aby górskie wichry smagały Twoją dzielną pierś i pieśń". Kto kończy listy takimi zwrotami? Ludzie o wyjątkowym poczuciu humoru. Albo poeci. Albo naprawdę dobrzy przyjaciele. W przypadku, z którego pochodzi cytat, mamy do czynienia ze wszystkimi tymi relacjami, skupionymi w dwóch osobach: Tadeuszu Chrzanowskim i Zbigniewie Herbercie. Korespondencja, którą prowadzili między sobą, rozpoczęła się w połowie XX wieku i trwała do jego końca. Przypada więc na trudny (także dla intelektualistów jakimi byli korespondenci) okres życia w PRL-u.

W tomie „Mój bliźni, mój bracie" nie znajdziemy jednak wiele treści na tematy polityczne. Odbija się w nich raczej życie codzienne i intelektualne, niż dogłębne przemyślenia „świadków historii" , którymi bez dwóch zdań obydwaj byli. Tadeusz Chrzanowski był erudytą, wybitnym specjalistą od sztuk wizualnych, literatem, tłumaczem, publicystą najważniejszych intelektualnych pism swojego czasu: „Kultury" i „Tygodnika Powszechnego". Ale jak wynika z lektury listów, także człowiekiem o niezwykłym, wręcz łobuzerskim poczuciu humoru i dużym dystansie do siebie. Zresztą Herberta przez cały czas trwania korespondencji też trzymały się „dowcipiszki", jak sam mówił. „Kochany Dudusiu - zwracał się do Chrzanowskiego w czerwcu 1953 roku - jak się okazuje, jesteś byczy chłop, złoto serce i kumpel w dechę. Zemrzeć mi nie dajesz - a niech tam literatura katolicka ma do Ciebie o to pretensje. Więc będę żył - obiecuję, jeszcze tylko nie wiem, za co, bo kochanki ubożuchne, a ideologiczni przyjaciele w rozsypce".

Ale oprócz kwiecistych wyznań dozgonnej przyjaźni, (a nawet miłości!) listy są fascynującą odyseją po intelektualnym świecie dwóch erudytów. Mowa jest więc w nich zarówno o utworach własnych, jak i innych poetów i publicystów. O formie, w tym konieczności używania wulgaryzmów, a z drugiej strony o urokach światła włoskiego i pracach Tadeusza Kantora. Wśród „obgadywanych" postaci polskiej kultury, przewijają się także Leopold Tyrmand, Jarosław Iwaszkiewicz i inni.

Wartość korespondencji zawartej w tomie „Mój bliźni, mój bracie" jest więc wieloraka. I musi taka być, skoro dotyczy przyjaciół, którzy potrafią rozpocząć swój list takim, uroczym tłumaczeniem długiego nie pisania:
[Herbert do Chrzanowskiego] „Kochany mój Chrzanie!
Przepraszam za długie chamskie milczenie spowodowane rozpaczą, pijaństwem
i brakiem środków."

Lekcja poezji, kultury i sztuki

Zbigniew Herbert i Tadeusz Chrzanowski prowadzili korespondencję przez blisko pół wieku: od roku 1950 – kiedy Herbert miał dwadzieścia sześć lat, Chrzanowski dwadzieścia cztery i obaj byli dobrze zapowiadającymi się poetami – do roku 1998, czyli do śmierci Zbigniewa Herberta, uznawanego już wówczas za jednego z najwybitniejszych polskich poetów o światowej renomie. Chrzanowski był wtedy profesorem historii sztuki, znanym publicystą, tłumaczem i fotografem.

„Radość sprawia obcowanie z ich błyskotliwą inteligencją i przewrotnym dowcipem, a także z ich opowieściami o perypetiach osobistych typowych dla czasów, w których się przeżywało młodość, znaczoną okresem stalinowskim i przełomem październikowym… Lekcja poezji, kultury i sztuki, której byli po wojnie obaj bohaterowie świadkami i współtwórcami... Czytając te listy, przekraczamy kolejne etapy przyjaźni Patryka i Deda oraz okresy powojennej historii. Razem z nimi, ich oczami oglądamy dziwaczny świat PRL-u, a potem RP, budującej swoją trudną wolność” – pisze we wstępie do książki ks. Adam Boniecki.