Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

15.08.2016

Apodyktyczna matka świętego altruisty

Święty Augustyn z Hippony, filozof, teolog, ojciec i doktor Kościoła miał matkę, świętą Monikę. To ona wymodliła dla syna łaskę wiary i pozwoliła mu zrozumieć chrześcijaństwo. Ale czy to znaczy, że wszyscy rodzice świętych z założenia sami muszą być wzorem cnót? Co jeśli matka świętego, choć bardzo pobożna i gotowa nieść pomoc napotkanym ludziom, jednocześnie jest momentami apodyktyczną egoistką?

Marianna Kolbe, matka świętego Maksymiliana, żyła na przełomie XIX i XX wieku. Jej życie, jak i wielu kobiet w tym czasie, nie należało do łatwych. Musiała podporządkować się społecznym rolom narzucanym przez otoczenie i sytuację: wyjść za mąż, choć wcale tego nie chciała, przeprowadzić się do przemysłowej Łodzi, by tam ciężko pracować za marne grosze, wreszcie posłać synów do zakonu, bo w tamtych czasach była to jedyna uważana za właściwą droga do świętości.

Nie można powiedzieć, że była żoną i matką idealną. W książce Natalii Budzyńskiej „Matka męczennika" opisane są ciężkie bury, które dostawali jej synowie za błahe, wydawałoby się, przewinienia, takie jak kupienie jajka bez wiedzy rodziców. Marianna wychowywała dzieci silną i nie znającą sprzeciwu ręką - zabraniała im zabaw z innymi dziećmi, przede wszystkim z dziewczynkami, bojąc się, że to mogłoby ich zdeprawować, narzucała wybór życiowej drogi i podporządkowywała mu całe ich życie. Równie władcza i apodyktyczna była w stosunku do męża. Po dwudziestu latach małżeństwa najpierw zaproponowała mu dalsze życie w czystości, a później separację, która miała pozwolić jej na wstąpienie do zakonu.

W wyniku jej życiowych decyzji jej mąż najpierw przez lata tułał się po całej Polsce, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca, by w końcu zaginąć bez wieści w czasie I wojny światowej. Jej najstarszy syn, Franciszek, choć najpierw realizował postawione mu przez matkę cele, ostatecznie zdecydował o porzuceniu zakonu i - chcąc pewnie uwolnić się spod aż nazbyt opiekuńczych skrzydeł matki - związał się z kobietą, z którą miał córkę. Dla Marianny ta decyzja była niezrozumiała i do końca życia nie mogła się z nią pogodzić, przez lata starając się jeszcze namówić syna do pozostawienia żony i powrotu do zakonu.

Ale czy to wszystko znaczy, że była wyrodna, że jest antyprzykładem? Oczywiście są decyzje, które dziś, patrząc przez pryzmat zwyczajów panujących w XXI wieku, oceniamy jako niewłaściwie. Możemy wskazać, że charakter Marianny, jej narzucanie swojej woli, nachalna pobożność nie świadczą o niej jako o wzorze do naśladowania. Ale czy to odbiera cokolwiek Maksymilianowi? Czy sprawia, że męczennik z obozu w Auschwitz staje się mniej święty? Raczej nie. Marianna była po prostu zwykłą kobietą, która choć bardzo się starała żyć w zgodzie z Ewangelią, jak każdy potykała się na swojej drodze. Historia jej i jej świętego syna pokazuje tylko jedno - święci naprawdę mogą żyć wszędzie dookoła nas, a o ich moralnej wartości nie będzie świadczyć wychowanie i postawa rodziców, ale ich własne decyzje i odpowiedź na to, do czego wzywa ich Chrystus.

To ona nauczyła go wiary!

14 sierpnia 1941 roku w obozie koncentracyjnym w Auschwitz umiera franciszkanin, Maksymilian Maria Kolbe. Choć dla nas to niezłomny zakonnik gotowy oddać życie za drugiego człowieka, dla Marianny Kolbe był przede wszystkim ukochanym synkiem, za którym wylała morze łez.

Kim była kobieta, po której święty Maksymilian odziedziczył swoją heroiczną odwagę? Skąd czerpała siłę pozwalającą pogodzić się z męczeńską śmiercią syna? Dlaczego tak mało o niej wiemy?

Po raz pierwszy mamy możliwość spojrzenia na świat jej oczami. Poznania jej głębokiej duchowości, poczucia atmosfery domu, w którym wzrastała i dowiedzenia się, jak była wychowywana. A także usłyszenia, jak wychowywała swoje dzieci do tego, by nie bały się przedkładać cudzego życie nad swoje.

Natalia Budzyńska – dziennikarka Przewodnika Katolickiego, matka Niny i Staszka oraz żona Tomka. Pisała m. in. o ks. Kaczkowskim, Wojciechu Smarzowskim i mamie Jaśka Meli. Marianna Kolbe nauczyła ją inaczej patrzyć na świat..