Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

15.08.2016

Każdy ma w sobie ciemną stronę

Dziś boimy się tych, w których widzieliśmy ofiary, potomków niewolników, ludzi dyskryminowanych, ofiar rasizmu. Teraz ofiarami bywamy i my, biali Europejczycy - mówi Grażyna Plebanek. Przeczytajcie rozmowę z autorką powieści „Pani Furia"

- Skąd pomysł na napisanie „Pani Furii"? Był to niespodziewany impuls czy może przemyślana decyzja?
- Impuls. Znajomy pokazał mi notatkę prasową o grupie kilkunastu belgijskich policjantów, których oskarżono o bicie bezdomnych. Robili to metodycznie, w ukryciu, chociaż podobno kilku zwierzchników o tym wiedziało i przymykało oczy na ten nielegalny proceder. Ale byli i tacy, którzy się na to nie zgadzali. Ci policjanci, którzy w końcu donieśli, byli przez kilka miesięcy szykanowani, spotykały ich groźby ze strony kolegów, którzy brali udział w tym makabrycznym procederze. W końcu policjantów oskarżono i osądzono - w sumie kilkanaście osób, połowę stanowiły kobiety, połowę mężczyźni. W gazecie pisano, że to Belgowie i w pierwszej chwili wyobraziłam sobie białych, którzy mszczą się na kolorowych. Tylko, że wydało mi się to stereotypem - biali, którzy biją obcych - to już było... Pomyślałam, że pójdę wbrew politycznej poprawności i skonfrontuje z przemocą postać, która zazwyczaj sama stawiana jest w pozycji ofiary, czyli czarną kobietę. O takiej myśli się, że nigdy nie bije, bo to ją wszyscy dyskryminują. A przecież pod sformułowaniem „belgijska policjantka" mogła kryć się kobieta pochodzenia kongijskiego, marokańskiego, a nawet polskiego. Pomyślałam, że to ona może być jedną z tych sądzonych Belgijek. Co musiało zdarzyć się w jej życiu, żeby dotarła do takiego punktu, stanęła przed takim dylematem? Zaczęłam to jej życie opisywać - i tak urodziła się Alia.
Kiedy zaczynałam pisać „Panią Furię", niewiele mówiło się o kryzysie uchodźców, nie było też doniesień o terroryzmie. Teraz sytuacja w Europie drastycznie się zmieniła. Dziś boimy się tych, w których widzieliśmy ofiary, potomków niewolników, ludzi dyskryminowanych, ofiar rasizmu. Teraz ofiarami bywamy i my, biali Europejczycy. W trakcie pisania powieści kontekst społeczny się zmienił, ale temat pozostał uniwersalny - narodziny agresji. I źródła kobiecej siły.

- Jak pracowała Pani nad swoją nową powieścią? Podobno proces tworzenia rozpoczął się na długo przed samym pisaniem kolejnych rozdziałów podczas dogłębnego researchu, którego Pani dokonała. Jak on wyglądał?
- Przez rok studiowałam literaturę mówioną na afrykanistyce Uniwersytetu Brukselskiego. Dużo czytałam, oglądałam filmy, słuchałam muzyki, zapoznawałam się z mitami i baśniami. Pojechałam do Kinszasy, żeby porozmawiać z ludźmi, poczuć zapachy, usłyszeć odgłosy ulicy. W Brukseli rozmawiałam ze znajomymi kongijskiego pochodzenia, chodziłam na spotkania aktywistów kongijskiej diaspory. Jeździłam w patrolu policyjnym w Belgii, bo moja bohaterka jest policjantką. W Polsce pomógł mi policjant, bo musiałam przełożyć francuskie nazewnictwo fachowe na polski.

- Kim jest bohaterka „Pani Furii"?
- Alia jest pierwszą czarnoskórą główną bohaterką w polskiej literaturze. Ale jej inność wykracza poza kolor skóry, obcość Alii jest też obcością, jakiej doświadcza większość z nas - to obcość dziewczynki, nastolatki, młodej kobiety, spętanej zakazami, nakazami, rolami społecznymi. Każdy z nas ma w sobie coś z Alii, bo każdy z nas czuje się czasem obcy. I każdy ma w sobie ciemną stronę. Alia stara się ją ujarzmić, ataki złości przekuwa na sport, twórczość, pracę. Ale złość, niezgoda na to, jak się ją traktuje, już w niej krąży. Pytanie, co Alia z tą złością zrobi. Pytanie, co my robimy ze swoją złością.

- Gdyby miała Pani porównać „Panią Furię" do swoich poprzednich powieści, co by Pani o niej powiedziała?
- Że w „Pani Furii" przekroczyłam siebie. To był rodzaj transcendencji, wyszłam ze swojej kultury i odważyłam się opisać inną, weszłam w skórę postaci, której doświadczenia nie miały nic wspólnego z moimi. Nie chodzi tylko o dystans kulturowy, który nas dzieli, ale i układ rodzinny. Matka Alii jest słabą kobietą, mój dom rodzinny był domem silnych, mądrych kobiet. No i ten zawód Alii, to stykanie się na co dzień z najbrutalniejszą stroną życia. Pisząc, czułam czasem tę jej obcość w moim świecie i swoją w jej tak mocno, że aż boleśnie. To było mocne pisanie, bardzo wyczerpujące. Jakbym zrzucała skórę.

- Czy pisząc „Panią Furię" inspirowała się Pani twórczością jakichś autorów?
- Nie, chociaż wsłuchiwałam się w rytm baśni kongijskich i mitów z kręgu kultury subsaharyjskiej. Stąd w książce oprócz linearnej narracji, znalazły się opowieści barda miejskiego z Kinszasy, Eddiego - ojca Alii i jej samej.

Nie każdy, kto wydaje się ofiarą, naprawdę nią jest.

Wygląda jak gwóźdź. Za dużo włosów, za chuda, za wysoka. Do nikogo nie pasuje i dla nikogo nic nie znaczy. Dla matki jest wyłącznie darmową pomocą domową, chłopak traktuje ją jak kolejny numer w katalogu podbojów, a małżeństwo to tylko kontrakt.

Coraz częściej czuje złość. Wie jednak, że nie może jej okazać. Nie wolno, zwłaszcza kobiecie, zwłaszcza obcej.
Ale furia, raz obudzona, będzie krążyć w ciele.

Pierwsza polska powieść o samotności we współczesnej Europie, napisana z perspektywy jej wielokulturowego centrum.
Zaskakująca i odważna.


Grażyna Plebanek, jedna z najchętniej czytanych polskich pisarek, mistrzyni wciągającej narracji, autorka bestsellerów, m.in. Dziewczyn z Portofino i Nielegalnych związków (wydanych także w USA i Wielkiej Brytanii). Mieszka w Brukseli. Przygotowując się do pisania Pani Furii, studiowała afrykańską literaturę mówioną oraz uczestniczyła w policyjnych patrolach.