Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

10.02.2016

Donna Tartt - tajemnicza i... bogata

Autorka zaledwie, albo aż, trzech powieści, które podbiły świat i zostały uznane za cudowne, wspaniałe, wybitne, niepowtarzalne, znakomite - tak przez krytyków, jak i czytelników, co się rzadko zdarza. Unika jak ognia dziennikarzy, szumnych przyjęć, rautów, wywiadów, występów w telewizji i pierwszych stron gazet. Jest nieuchwytna, nieprzystępna i tajemnicza. Od 2002 r. do 2013 r., to jest od momentu ukazania się jej poprzedniej powieści „Mały przyjaciel" aż do wydania „Szczygła" nie udzieliła ani jednego wywiadu, nie napisała ani jednego eseju, nie opublikowała żadnego artykułu i ani razu nie pojawiła się w telewizji. Ani razu też nie spotkała się z czytelnikami.

Donna Tartt. Jaka jest naprawdę?

Podczas rzadkich podróży zagranicznych na zaproszenie swoich wydawców unika blasku fleszy i bywania na salonach, natomiast całymi godzinami penetruje świat przeszłości. Gdy zgodziła się przyjechać na parę dni do Niemiec, z okazji premiery „Szczygła", postawiła wydawcy jeden warunek: Na trasie musi obowiązkowo znaleźć się Berlin, a w Berlinie czas na obejrzenie słynnego Wielkiego Ołtarza Zeusa, zwanego „pergamońskim". To istne cudo tworzone przez dwadzieścia lat w drugim stuleciu przed naszą erą zajmuje całą salę muzealną, w której poza nim - monumentalnym dziełem z marmuru - nie ma już żadnych eksponatów. Po zakończonej randce z ołtarzem, powiedziała: „Cudo. A teraz do roboty". Ponoć cała Donna Tartt.

Kim i jaka jest ta tajemnicza, ciemnowłosa, ponad pięćdziesięcioletnia kobieta, licząca raptem 152 cm wzrostu i praktycznie niewypuszczająca z dłoni papierosa?

Wychowała się bez ojca. Mieszkała z matką, babcią, prababcią i ciotką wśród nieokiełzanej przyrody stanu Missisipi. Twierdzi, że miała szczęśliwe dzieciństwo. Najbliższą jej osobą była prababcia, która zmarła nagle, gdy Donna miała jedenaście lat, pozostawiając po sobie ogromną pustkę w życiu dziewczynki. To właśnie ona nauczyła ją kochać i rozumieć zwierzęta. Prababcia czytała jej książeczki na dobranoc, gdy mała Donna nie potrafiła jeszcze składać liter, zaszczepiając prawnuczce nawyk czytania przed snem.

Gdy nauczyła się już czytać, zakochała się w powieściach Stevensona, Conrada i Poe'go, które dosłownie połykała. Szybko odkryła Szekspira oraz Kiplinga, którzy zafascynowali ją do tego stopnia, że cytowała z pamięci całe strony ich książek.

Jako dwunastolatka wpadła na trop odkrywcy Troi Henryka Schliemanna, którego życie zainspirowało ją do tego stopnia, że postanowiła zostać archeologiem. W końcu wybrała inną profesję, ale też nigdy nie przeszła obok żadnego zabytku czy dzieła sztuki obojętnie. Jej urlopy, to niekończące się wędrówki po muzeach, zabytkowych miasteczkach, wykopaliskach i galeriach sztuki pełnych dzieł starych mistrzów.

W wieku dziewiętnastu lat wstąpiła na wydział sztuk wyzwolonych ekskluzywnego prywatnego uniwersytetu w Vermont - Bennington College. Spory wyczyn, jeśli uwzględnić fakt, że Donna jako nastolatka omijała możliwie największym łukiem szkołę. Zazwyczaj zjawiała się w niej jedynie na egzaminy, z którymi radziła sobie całkiem nieźle.

Mówi, że kocha literaturę, która jest jej życiem. Czytuje w oryginale Homera, którego obszerne fragmenty zna na pamięć i chętnie cytuje. Do jej ulubionych autorów należą także William Faulkner oraz Tennessee Williams, po których chętnie sięga, gdy ogarnia ją melancholia lub gdy jest jej zwyczajnie źle.

Czas spędza na przemian w swoim ogromnym apartamencie w Nowym Jorku, który kupiła za honoraria z dwóch poprzednich powieści, i który ponoć kosztował fortunę, a posiadłością w Virginii, w której odpoczywa, hoduje kwiaty i czyta odcięta od świata. Jej jedyne towarzystwo stanowią trzy psy, w tym ukochany mops Punch, z którym się praktycznie nie rozstaje. Tylko on z całej trójki ma przywilej do sypiania w jej łóżku i prawo do rozwalania się na kanapach.

Jest sama, ale jak podkreśla, nie samotna, gdyż ma krąg cudownych przyjaciół i prowadzi bardzo aktywne życie. Chętnie porównuje swój styl życia do tego, który był udziałem Grety Garbo i podobnie, jak słynna aktorka, lubi o sobie mówić: „Jestem jednocześnie pustelnikiem i lwem salonowym". W tym przypadku, to chyba raczej lwicą. Samotność polubiła już jako dziecko i do dziś jest jej z tym dobrze. Często podkreśla, że to właśnie samotność nauczyła ją pisać. Gdyby nie ta miłość, jej życie zapewne potoczyłoby się inaczej. Kto wie?

Oprócz samotności oraz książek z pewnością znaczącą rolę w jej życiu odgrywają zakup, zwłaszcza w luksusowych butikach. Zawsze jest perfekcyjnie ubrana, z doskonałą prostą aczkolwiek bardzo stylową i zarazem elegancką fryzurą. Uchodzi za jedną z najbardziej eleganckich i najbardziej stylowo ubranych kobiet. Kocha łączenie czerni z bielą, bieli z marengo i szarościami. Jej ulubionym elementem garderoby są proste koszule Brunello Cucinelli, które zapina wysoko pod szyję i ozdabia drogimi, kontrastowymi jedwabnymi apaszkami względnie prostymi - z reguły czerwonymi - krawatami oraz eleganckimi spinkami do mankietów. Nosi je do klasycznych kostiumów Gucciego czy Armaniego. Chętnie też wkłada czarne spodnie i czarne wysokie buty z cholewką. Nie znosi natomiast niedbałych strojów sportowych i nigdy ich nie wkłada. Podobno nawet w domu.

Jest interesującą rozmówczynią i lubi dużo mówić, co czyni z ogromną swadą, często używając cytatów. Wypowiada się na wiele tematów, za wyjątkiem jednego - swojego prywatnego życia. Każde pytanie o charakterze osobistym zbywa krótkim i stanowczym: „W tej kwestii nie mam nic do powiedzenia. Proszę dalej." To ona rozdaje karty i ustala zasady gry. Jeśli rozmówca nie dostosuje się do ustalonych przez nią reguł, przerywa rozmowę - czasami nawet w połowie zdania - i wychodzi.

To właściwie wszystko, co o niej wiadomo, gdyż autorka zazdrośnie strzeże swojej prywatności.

I wreszcie najbardziej chyba ekscytująca kwestia: Ile zarabia? Dokładnie nie wiadomo. W każdym razie wystarczająco dużo, by pozwolić sobie na luksusowy apartament i na odmowę sprzedaży praw do sfilmowania jej powieści. Na siedmiocyfrowe propozycje tego typu ma zawsze tę samą odpowiedź: „Nie jestem ani trochę zainteresowana jakąkolwiek ekranizacją moich książek". Dziennikarze w tym momencie niemal zawsze spekulują, ile trzeba mieć milionów na koncie, by móc sobie pozwolić na takie zdanie. Z pewnością sporo.

W kwestii dochodów autorki wiadomo z całą pewnością tylko jedno: zaliczka za jej debiutancką powieść wyniosła dokładnie pół miliona dolarów, co stanowi zaledwie niewielki procent tego, co zapłacono za „Szczygła".

Książki