Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

19.01.2016

Bp Ryś: To książka o Bogu, nie o miłosierdziu

Każdy z nas jest grzesznikiem. Każdy z nas odrzucił Boga po milion razy i cały urok Boga polega na tym, że to w Nim nic nie zmienia.

Rozmowa z bpem Grzegorzem Rysiem o najnowszej książce papieża Franciszka „Miłosierdzie to imię Boga".

Papież Franciszek w swojej książce pisze, że miłosierdzie jest pierwszym atrybutem Boga. Co to oznacza?

Więcej, papież pisze, że Miłosierdzie jest imieniem Boga, a to coś znacznie ważniejszego, bo imię w refleksji biblijnej i chrześcijańskiej jest tożsame z osobą. Imię było bardzo ważne dla biblijnego Żyda, bo imię go opisywało, mówiło, kim jest. Kiedy więc papież mówi, że Miłosierdzie jest imieniem Boga, to znaczy o wiele więcej, niż tylko że jest jednym z Jego przymiotów. Jest jakąś składową boskiej natury.
To jest swego rodzaju dopracowanie tego, co mówi Jan ewangelista, kiedy mówi, że imieniem Boga jest Miłość - Franciszek mówi, że imieniem Boga jest miłość, która jest miłosierna. Ostatecznie nie interesuje nas to, jakie Bóg ma cechy, ale kim jest sam w sobie, najgłębiej. Jak nasłuchujemy tego, co Kościół mówi przez ostatnie 50-60 lat, to odkrywamy, że to jest właśnie to - że Bóg jest miłością, która jest miłosierna, czyli przekracza granice sprawiedliwości czy granice wzajemności.

A co oznacza to doprecyzowanie? Dlaczego miłość miłosierna jest szczególna?

Miłość niejedno ma imię. Miłość miłosierna wyróżnia się tym, że wytrzymuje próbę odrzucenia.

Przez człowieka?

Tak, w wypadku miłości do człowieka - próbę odrzucenia przez człowieka. Kluczem tej miłości nie jest doświadczenie wzajemności. Franciszek to świetnie wyczuwa, podpowiadając nam, że to jest miłość ojcowska albo miłość macierzyńska. Miłość ojca czy matki to właśnie miłość, która nierzadko musi się zmierzyć z tym, że dziecko wybiera, postępuje inaczej. Każdy z duszpasterzy ma chyba dość dużo doświadczeń takich rozmów z rodzicami, kiedy się słyszy: „A ja się tak starałem, oddałem wszystko - i na co to było?". To jest potężna próba, żeby nie zacząć żałować swojego dobra, miłości, tej całej życiowej inwestycji w następne pokolenie, tylko żeby wytrwać w tej miłości, nawet jeśli nie jest oczywista.
Miłość Boga do każdego z nas musi być taka, bo nie może być inna. Każdy z nas jest grzesznikiem. Każdy z nas odrzucił Boga po milion razy i cały urok Boga polega na tym, że to w Nim nic nie zmienia. Może rośnie w Nim jeszcze większa determinacja, by nas kochać.

Papież Franciszek wspomina, że jako spowiednik, nawet gdy napotykał „zamknięte drzwi" w sercu człowieka, szukał zawsze szczeliny, przez którą mógłby te drzwi otworzyć, ofiarować przebaczenie i miłosierdzie. Rozmówca papieża Andrea Tornielli przytacza historię Bruce'a Marshalla o młodym żołnierzu, który umiera, ksiądz bardzo chce mu dać rozgrzeszenie, ale żołnierz nie do końca żałuje za swoje grzechy. Ksiądz pyta go, czy żałuje, że nie żałuje, i na tej podstawie udziela rozgrzeszenia. Czy jest jakaś granica szukania tej szczeliny, czy można gdzieś postawić granicę miłosierdzia?

Granica jest w człowieku, bo może się okazać, że nie ma nawet tego minimum. Ten żołnierz mógł powiedzieć, że nie żałuje, że nie żałuje, ale na szczęście powiedział inaczej. Pan Bóg nie stawia granicy - granicą jest wolność człowieka, wolność do odrzucenia miłości, jaką ma Pan Bóg, ale w Bogu nie ma granicy.
Granicą jest to, co Pismo Święte nazywa grzechem przeciw Duchowi Świętemu. Tego nie ma w książce, ale warto to przywołać: jesteśmy wzywani do nawrócenia przez Ducha Świętego, który w nas działa. Kiedy człowiek radykalnie zamyka się na doświadczenie nawrócenia, to nie tylko mocuje się sam ze sobą, ale - nawet gdy tego nie rozpoznaje - mocuje się z Duchem Świętym, który prowadzi ku nawróceniu. To zapowiadał też Pan Jezus: „Duch was przekona o grzechu". Człowiek nie musi ulec Duchowi, może nie dać się przekonać o swoim grzechu i wtedy nie ma nawet tej szczeliny. Nie ma jednak takiego grzechu, który zamyka Boga. Konsekwentnie tak powinno być też po stronie Kościoła: jeśli w doświadczeniu spowiedzi cokolwiek przemawia na korzyść penitenta, to jest to argument za tym, by go rozgrzeszyć. Ale musi być szczelina.

Przeczytajcie całość wywiadu

 

Ta książka jest wyzwaniem dla Kościoła

Kościół nie jest na świecie po to, by potępiać, lecz by umożliwić spotkanie z tą przenikającą do głębi miłością, jaką jest Boże Miłosierdzie. Aby mogło się to zdarzyć, trzeba wyjść. Wyjść z kościołów i parafii, wyjść i pójść szukać ludzi tam, gdzie żyją, gdzie cierpią, gdzie mają nadzieję.
Franciscus

Papież Franciszek w prostych i bezpośrednich słowach zwraca się do każdego człowieka, budując z nim osobisty, braterski dialog. Na każdej stronie tej książki wyczuwalne jest jego pragnienie dotarcia do wszystkich tych osób – w Kościele i poza nim – które szukają sensu życia, uleczenia ran. W pierwszej kolejności do niespokojnych i cierpiących, do tych, którzy proszą o przyjęcie, a nie o odrzucenie: do biednych i wykluczonych, do więźniów i prostytutek, lecz również do zdezorientowanych i dalekich od wiary, do homoseksualistów i osób rozwiedzionych.

W rozmowie z watykanistą Andreą Torniellim Franciszek wyjaśnia – poprzez wspomnienia młodości i poruszające historie ze swojego doświadczenia duszpasterskiego – powody ogłoszenia Nadzwyczajnego Roku Świętego Miłosierdzia, którego tak pragnął.

Nie ignorując kwestii etycznych i teologicznych, przypomina, że Kościół nie może przed nikim zamykać drzwi.

Tym chrześcijanom zaś, którzy uważają, że należą do „sprawiedliwych”, przypomina: „Również papież jest człowiekiem, który potrzebuje miłosierdzia Bożego”.