Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

Pełna krew

Zasłużona Nagroda im. Wisławy Szymborskiej

"Pełna krew" to tomik na wskroś osobisty. To nie żadna liryka maski, nikt też nie otacza się murem skomplikowanych metafor. Jarosz w wierszach umieszcza swoich najbliższych, pojawia się postać matki ("Wiersz dla mojej matki"), żony oraz córki. Jeden wiersz poświęcił ‘pamięci mojej babki, Felicji Libudy' (Długa podróż), w innych pojawiają się również przyjaciele oraz sąsiedzi. W rezultacie tworzy swój własny świat, mikrokosmos, którym chętnie się z nami dzieli. Dużą rolę odgrywa również miejsce zamieszkania poety, praktycznie przez całą lekturę czuć obecność wsi, z poszczególnych wersów wychylają się mniej lub bardziej sentymentalne obrazy poświęcone otaczającej go okolicy, pozbawione zbędnych gloryfikacji czy peanów. Momentami czułam się, jakbym czytała zamkniętą w formie wierszy prozę Myśliwskiego - podobnie refleksyjną, tylko nieco smutniejszą. Dlatego też na mojej twarzy pojawił się uśmiech, gdy na stronie nr 33 zobaczyłam cytat z "Nagiego sadu". Tym razem moja intuicja była nieomylna.

 

Autor nie skupia się jednak wyłącznie na teraźniejszości. Czasami cofa się do czasów swojej młodości, wspomina dawnych znajomych oraz pewne zdarzenia (jak chociażby zbieranie buraków pastewnych w "Ziemi"). A co, gdyby zrobić krok dalej (lub raczej wstecz) i powspominać wciąż tak atrakcyjne dla liryki czasy wojny? Powstaje problem, bo przecież ten wciąż młody (rocznik 1978) poeta nie pamięta tego, co działo się w czasie wojennej zawieruchy. Tutaj na pomoc przychodzi stary sąsiad, prawdopodobnie były partyzant, i jego opowiadanie zawarte w pięciu krótkich, aczkolwiek wyrazistych wierszach. Pojawia się również spisana relacja babci autora - przerażająca historia głodu i rzezi na Ukrainie. "Długa podróż", bo o tym wierszu mowa, zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych utworów zebranych w tomiku, nie tylko pod względem długości, ale również mocy oddziaływania na czytelnika. Czasem, by opowiedzieć historię, nie potrzeba zbyt wielu słów, wystarczą migawki, fragmenty wspomnień.

 

Tomik Łukasza Jarosza jest wypełniony utworami, z których płynie spokój i zaduma. To pisanie trochę w starym stylu, zwięźle i spokojnie. Zamiast szokować, skłania do refleksji. A gdyby tego było mało, to całość dzięki sprawnemu warsztatowi autora prezentuje naprawdę dobry poziom. Nic więc dziwnego, że autor został laureatem Nagrody im. Wisławy Szymborskiej. W pełni sobie na to zasłużył.


Recenzent: Magdalena Owczarek

"Pełna krew" jest szóstym tomem w dorobku Łukasza Jarosza

Świetna, wielowymiarowa, niejednoznaczna i prawdziwa poezja mówiąca własnym głosem, wkraczająca na obszary rzeczywistości nieczęsto przez współczesną poezję odwiedzane. To świat wsi, jej pejzaży, mieszkańców i ich „codziennych obrzędów”, przenikliwie i z czułością obserwowanych przez autora. 

W mikrokosmosie Pełnej krwi Łukasza Jarosza - przeobrażającym się niepostrzeżenie w makrokosmos - teraźniejszość istnieje na tych samych prawach, co przeszłość. Świetnie poetycko podsłuchane opowiadania babci czy sąsiada pozwalają poszerzyć świat współczesny o perspektywę historyczną - rzezi na Ukrainie, głodu, egzekucji Żydów i okrucieństw partyzantki. W świecie tym czai się diabeł i zło, gniew i strach, przywoływany bywa Bóg i pytania o jego obecność, pod „ciemną nakarmioną ziemią” kryją się moce rozstrzygające o naszym losie.