Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

Nowe przygody Mikołajka

Wracajmy do książek dzieciństwa!

Oczywiście, chyba każdy ma książki, które kojarzą się mu z dzieciństwem. Pierwsze przygody w świecie słów, pierwsze zamotanie w gąszczu zdań. Wiele sielskich wspomnień wiąże się u mnie z przygodami Mikołajka. Byłam małym dzieckiem, gdy mama podsunęła mi małe, stare książeczki. To przy nich się śmiałam do łez, potrafiłam godziny spędzić i niemalże wkuć na pamięć. A pamiętacie mikołajkowe słuchowiska? Piękne!

 

Miałam osiemnaście lat, gdy Znak wydał „Nowe przygody Mikołajka". Akurat zbliżały się klasowe mikołajki, więc dogadałam się z koleżanką, która miała mi sprawić „niespodziankę", że brakującą sumę (klasowe prezenty miały cenowy limit) dopłacę. I miałam! Wymarzonego, ukochanego, przezabawnego Mikołajka. Tuż po osiągnięciu pełnoletniości dostałam książkę, która kiedyś zdominowała moje dzieciństwo.


Próbowałam miłością do Mikołajka zarazić siostrzenicę, niestety, chyba nie powstała książka, która zachęciłaby ją do czytania. Będąc u niej z wizytą zauważyłam na półce pierwszy tom przygód Mikołajka, który kiedyś jej pożyczyłam. I to stało się pretekstem do wyszarpnięcia z półki białego tomiszcza, które stało, nieco zapomniane, zakurzone, z zakładką zatkniętą gdzieś między stronami. Utkwił między stronami śmiech osiemnastolatki, zestresowanej maturzystki. A ja wykorzystałam każdą minutę, każdy posiłek, każdą chwilę, aby uciec do Francji i razem z rozkosznym łobuziakiem, jego przyjaciółmi i rodzicami przeżywać najróżniejsze perypetie i śmiać się do oporu.

 

Lektura zajęła mi niecały dzień, a przecież byłam w pracy i oczywiście na posiadówce wieczornej... Moim zdaniem Mikołajek to coś więcej niż książka dla dzieci, to cały mikrokosmos, zbiór uniwersalnych historii, które bawią, ale i napełniają nas ciepłem. Są historyjki, które docenimy dopiero będąc ludźmi dorosłymi (chociażby tę o Tacie Mikołaja na diecie), takie, które powalą nas ironią (Mikołajek, który robi porządek w domu), ale też ponadczasowe, rozbrajające opowieści o chłopcach, którzy przechwalają się, blagują, walczą o dominację w grupie, a jednocześnie przyjaźnią się bez względu na wszystko (nawet z tym wrednym pupilkiem Ananiaszem).

„Nowe przygody Mikołajka" to z pozoru dość kosztowny prezent (okładkowa cena 44 zł), ale gdy porównany go do tych pojedynczych książeczek, które kosztowały sporo powyżej dwudziestu złotych, a zawierały kilka opowiadań, wydaje się, ze 44 zł za ponad sześćset stron dobrej zabawy nie jest zawrotną kwotą.


Ta książka to portret czasów, które przeminęły, dzieci o niezwykle wybujałej, zabójczej dla nerwów rodziców fantazji. Z braku komputerów znajdują sobie najprzeróżniejsze zajęcia, od zabawy w ciuchcię, przez grę w piłkę, zabawę w lokomotywę, po niezwykle fantazyjne zabawy. Mamy rodziny, w których mamusie siedzą w domu, zawsze w kuchni (od czasu do czasu z przyjaciółkami popijając kawkę) i przygotowują uczty godne Masterchefa, a tatusiowie zarabiają na dom, zawsze są zmęczeni, świecą dziecku przykładem, a ostatnie zdanie w kłótni z mamusią należy do tatusia, który ma żonę pocałować i przyznać jej rację, a także przeprosić za to, że sam tej racji nie miał.


Cała plejada genialnych, wyrazistych postaci, bezimiennych często, tak jak Bunia, Pani Nauczycielka, Dyrektor, niby tylko gdzieś tam w tle, ale tak charakterystycznych, dodających charakteru tej książce.

Dobrze, że mam jeszcze książki z serii o Mikołajku, na pewno nigdy się ich nie pozbędę, będę do nich wracać. Bo są lekarstwem na gorycz świata, poprawiają humor i przenoszą mnie w cudowne czasy.
Świetny język i genialne rysunki czynią z tej książki ponadczasowe arcydzieło!


Recenzent: Katarzyna Mastalerczyk

René Goscinny, Jean-Jacques Sempé

Nowe przygody Mikołajka

Tłumaczenie: Barbara Grzegorzewska

Wielki powrót Mikołajka!

Pierwsza porcja przygód Mikołajka to 80 niepublikowanych dotąd w Polsce opowiadań zilustrowanych charakterystyczną kreską Sempégo. Mały urwis z paczką swoich kumpli – Alcestem, który bez przerwy je, Gotfrydem, który ciągle ma nowe zabawki i Euzebiuszem, który lubi dawać chłopakom w nos – nie wiedzieć czemu, zawsze wkurzą swojego opiekuna, Rosoła. A przecież za każdym razem chcą jak najlepiej.

Arcydzieło duetu Goscinny-Sempé pokazuje, jak dorastać, żeby wciąż pozostać dzieckiem. Mikołajek to już klasyka, no bo co w końcu, kurczę blade!

„Kiedy w domu wydało się, że wypadłem najgorzej na klasówce z matematyki, zrobiła się straszna afera! Jakby to była moja wina, że Kleofas jest chory i nie było go na klasówce! No bo co w końcu, kurczę blade, ktoś musi być najgorszy, kiedy go nie ma!”