Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

Królowa. Nieznana historia Elżbiety Bowes-Lyon

Tytuły szlacheckie do czegoś zobowiązują

Brytyjska Królowa Matka kojarzyła mi się z zawsze uśmiechniętą staruszką ubraną w pastelowe kostiumiki, towarzyszącą swojej córce, królowej Elżbiecie II. Zawsze też wydawała mi się sympatyczniejsza od następczyni jej męża, właśnie ze względu na widoczną pogodę ducha i naturalność. Z filmu „Jak zostać królem" też wyniosłam jej całkiem pozytywny obraz, jako kochającej żony, wspierającej na każdym kroku swego męża, walczącego z jąkaniem (pomijam fakt, że myśląc o mężu Elżbiety, królu Jerzym VI, już chyba do końca będę widzieć Colina Firtha). Nie powinno więc dziwić, że gdy tylko zobaczyłam w zapowiedziach publikację poświęconą tej słynnej kobiecie, postanowiłam ją kupić. Ale jakoś tego nie zrobiłam, a jej pierwsze recenzje zupełnie mnie od tego odwiodły. I słusznie, bo strasznie się nad nią umęczyłam. Już wyjaśniam dlaczego.

 

Lady Colin Campbell, jak sama pisze w podziękowaniach, nie miała w planach stworzenia tej książki (i szkoda, że się tego nie trzymała). Wydawcy jednak uznali, że skoro obracała się w kręgach osób, które znały Elżbietę Bowes-Lyon, i była z nimi spokrewniona, dysponuje więc ogromną wiedzą, która powinna zostać utrwalona. Już kolejne zdania mogą wzbudzać niepokój, tak jak to było w moim przypadku: „(...) wiele z przytoczonych (...) spostrzeżeń pochodzi od osób, które nie spodziewały się, że ich komentarze kiedykolwiek ujrzą światło dzienne. Gdyby wiedziały (...), prawdopodobnie próbowałyby swoje uwagi stonować" (str. 7). Ona uważa, że dobrze, że tak się nie stało; podkreśla również, że swoje informacje zdobywała celowo, ale i przypadkiem. Nietrudno wysnuć z tego wniosek, że dużą rolę będzie tutaj odgrywać plotka. I tak właśnie jest. Następny cytat jest jeszcze gorszy: „Elżbieta i opinia publiczna zasługują jed nak na więcej, zwłaszcza teraz, gdy Królowa Matka i wiele osób biorących czynny udział w jej życiu odeszli" (str. 13). Czyli: „mogę napisać, co mi się żywnie podoba, bo nikt tego nie wyprostuje", tak? Biorąc pod uwagę całość, wcale bym się nie zdziwiła, gdyby takim zamysłem kierowała się autorka.

 

Mój główny zarzut to brak obiektywizmu. Campbell wcale nie ukrywa, że nie lubiła Elżbiety i nie lubi jej nadal. Jest to widoczne na każdym kroku. Skupia się prawie wyłącznie na jej wadach, a nawet jeśli przytacza jakiś komplement, lub sama się na niego zdobywa, natychmiast następuje kontra, do każdego jest jakieś „ale". Każde jedno zachowanie jest od razu ocenione; owszem, czytelnik może sobie wyrobić swoje własne zdanie, ale stale jest ukierunkowywany. Dodatkowo ustawiła się ona w pozycji narratora wszechwiedzącego, co wyjątkowo mocno mi nie odpowiadało. Jestem zdania, że nawet jeśli - bo tego „jeśli" nie mam zamiaru się wyrzec - Królowa Matka była taka, jak to zostało przedstawione, to ta forma narracji mnie nie przekonała. Lepszy efekt dałoby zestawienie cytatów, ale tych osób, które na to samo, konkretne wydarzenie patrzyły z różnych perspektyw. Tymczasem Campbell przytacza wypowiedzi głównie tych, którzy odpowiadają jej linii narracji i zakładanej tezie.


A teza jest jedna. Z „Królowej" wyłania się wysoce niepochlebny obraz Elżbiety Bowes-Lyon na każdym etapie jej życia. Dostajemy portret wrednej, wyrachowanej, egoistycznej kobiety (ciśnie mi się na usta jedno, bardzo niekulturalne słowo), która dla własnej korzyści, a czasem nawet tylko dla przyjemności, potrafiła zniszczyć komuś życie. Nie chce mi się wierzyć, że przez cały jej długi żywot tylko garstka osób „niby" się na niej poznała. Nie potrafię również się przekonać, że Elżbieta mogła się tak zachowywać w stosunku do własnych córek, zwłaszcza młodszej Małgorzaty, jak to jest przedstawione. Na papierze wygląda to rzeczywiście źle, ale takie relacje międzyludzkie składają się z tylu niuansów, że prawdziwy obraz mogą mieć tylko te osoby, których one dotyczą. A przecież autorki nie było przy tamtych wydarzeniach.

 

Zawsze wydawało mi się, że tytuły szlacheckie do czegoś zobowiązują. Pozwolę sobie stwierdzić, że wystawiając świadectwo Elżbiecie, lady Colin Campbell wystawiła je także samej sobie. I wcale nie jest ono pozytywne. Mam wrażenie, że autorka chciała sobie coś zrekompensować tą biografią. Rzuca się w oczy jej niechęć (i jakby zawiść) do większości przedstawicieli rodziny królewskiej (np. do królowej Marii, teściowej Elżbiety, czy księżnej Diany), nie tylko do głównej bohaterki. Pisząc o jej wyglądzie stwierdziła, że królowa miała „pośladki rozmiaru kanału La Manche" - czy na takie złośliwe porównanie pozwoliłby sobie rzetelny, poważny biograf? Nie sądzę.

 

„Życie Elżbiety było rzeczywiście wyjątkowe, a ona sama dokonała w jego trakcie wspaniałych i wielkich rzeczy. Nawet jeśli miała swoje wady, większość jej działań prowadziła do zmian na lepsze, a ponieważ nie istnieją ludzie idealni, przywary Elżbiety nie powinny przesłonić tego, jak wyjątkowym była człowiekiem" (str. 534). To podsumowanie chyba nie dotyczy tej książki, bo jest zupełnie nieadekwatne do treści. Przecież na ponad pięciuset stronach Campbell robiła wszystko, byleby tylko nie pisać o zaletach. Wszystko, co Królowa Matka robiła, oceniła negatywnie, a tu nagle wyskakuje z tą wyjątkowością i ciepłym słowem. Ja naprawdę nie chciałam laurki, ale od każdej biografii oczekuję przede wszystkim rzetelności i obiektywizmu. Po to mam swój rozum, żebym sama mogła na takiej podstawie wyciągnąć wnioski i dokonać oceny. Ale widać Colin Campbell uznała, że nikt, kto nie ma takich koneksji jak ona, nie jest w stanie tego zrobić, więc trzeba mu wszystko wyłożyć do końca i jeszcze zinterpretować. Szkoda.

 

Pozytywem jest to, że autorka niezaprzeczalnie posiada dużą wiedzę o świecie brytyjskiej arystokracji. Książka pełna jest szczegółów oraz przykładów dla porównania jakiegoś zjawiska czy sytuacji. Przedstawia też obraz zmian zachodzących w społeczeństwie angielskim. Ale ten jeden plus - w moich oczach - ginie przy całej reszcie o tak negatywnym wydźwięku. Naprawdę źle się czyta biografię, która jest pełna jadu i złośliwości wylewanych na opisywaną postać. Odetchnęłam z ulgą, gdy ją skończyłam. A nie tak to miało wyglądać.


Recenzent: Paulina Klich

Opowieść o najsilniejszej monarchini od czasów Kleopatry

Fascynująca, ambitna, adorowana przez mężczyzn, skłonna do intryg.
Elżbieta, praprababka dziecka księżnej Kate i księcia Williama była niezwykłą postacią. Plotki o tym, że urodziła ją kucharka, nie przeszkodziły Elżbiecie zostać wybranką króla Anglii, Jerzego VI. Po śmierci męża, wbrew tradycji nakazującej wdowie po monarsze usunięcie się w cień, wywalczyła sobie nienaruszalną pozycję na scenie politycznej.

Skomplikowane relacje łączyły ją z księżną Dianą, którą wspierała na jej drodze do małżeństwa z księciem Karolem, ale po ich rozwodzie ostro potępiła.

W Anglii nazywano ją najsilniejszą królową od czasów Kleopatry.

Autorka, Lady Campbell, dzięki w swojej wiedzy historycznej, a także bliskim kontaktom z osobami, które świetnie poznały tajemnicy królewskiej rodziny (przyjaźniła się z Lady Dianą), opowiada o najniezwyklejszej kobiecie z dynastii Windsorów.

Barwną postać Elżbiety sportretowano w oscarowym filmie „Jak zostać królem”, w którym wcieliła się w nią wspaniała Helena Bonham Carter.