Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

Strach.
Antysemityzm w Polsce tuż po wojnie. 
Historia moralnej zapaści

Strach. Antysemityzm w Polsce tuż po wojnie

Nie zdziwiłem się, że nowa książka Grossa wzbudziła tak wiele dyskusji, pobudziła do polemik. Można się było tego spodziewać po książce autora "Sąsiadów".

 

Samo słowo "strach" użyte jako tytuł wzbudza wielkie emocje. Ale przenieśmy się w czasy powojenne. Czyż strach nie był wszechogarniający? Czyż nie był uczuciem, które towarzyszyło prawie wszystkim? Strach przesiedlanych Niemców, strach Ukraińców i Łemków wywożonych w ramach akcji "Wisła", strach "leśnych chłopców" przed władzą ludową, strach młodych żołnierzy młodego państwa przed atakami z lasu. No i strach Żydów. Strach w miastach, strach we wsiach, strach o majątek, strach o najbliższych, strach o życie, przeżycie... Nie ma co, Gross nie mógł użyć innego słowa. Odwołał się do uczuć. I odwołał się nie tylko do strachu części obywateli Polski, ale do strachu czasów i miejsca - epoki.

 

Czy ktoś zaprzeczy, że po wojnie w Polsce była wrogość wobec Żydów? Autor "Strachu" podaje mnóstwo przykładów tej wrogości. Oczywiście dyskutowało się i nadal dyskutuje nad tym, czy użyta przez Grossa skala jest na tyle adekwatna do rozmiarów zjawiska, żeby zgodzić się z jego tezami. Jednakże liczba przykładów wziętych ze wspomnień, wypowiedzi, książek, prac naukowych i historycznych potwierdza antysemityzm. Nie mam absolutnie żadnych wątpliwości, że Gross ma rację. Chociaż tłumaczę sobie sloganami, że przecież nie wszyscy Polacy to antysemici, nie zawsze tak było w dziejach Polski, nie wszyscy Żydzi ucierpieli. Oczywiście. Jestem daleki od generalizacji, uogólnień. Gross przez cytowanie tak wielu antysemickich wydarzeń nie uogólnia, nie mówi o istnieniu w Polsce wszechogarniającej fobii. Poprzez podawanie niezwykle smutnych, potwornych przykładów raczej wyłuskuje antysemityzm, udowadniając, że jego powodem były czasy. Czasy moralnej zapaści. To nie jakiś cały naród nagle upadł moralnie. To nie cały naród niemiecki urządził obozy koncentracyjne. To nie cały naród polski wywiózł Ukraińców i Łemków na północ Polski. To nie cały naród polski jest antysemicki. Na Boga! To czasy! Ale czasy, które stworzyli ludzie.

 

W tym czasie to Żydzi byli słabsi. Hitlerowska maszyna uczyniła ich właśnie tymi słabszymi. Zabrała rodziny, godność, majątek, odwagę. Kilka lat zabijania i poniżania. Na oczach innych narodów. Gross pisze o wielkiej pokusie wykorzystywania słabszych. A gdy się ma w pamięci lata międzywojenne, stosunek endecji do Żydów, getta ławkowe etc., to łatwo zrozumieć, że szaleństwo tych czasów moralnej zapaści mogło dać wielu ludziom asumpt do okrutnych czynów. Żyd - inny, Żyd - słabszy, Żyd - innowierca. Wśród Polaków, którzy po wojnie chcieli stanowić jedność.

 

Gdyby przejaw antysemityzmu zdarzył się "jeden jedyny raz, w jakimś małym miasteczku", nie byłoby mowy o moralnej zapaści. Ale jak wytłumaczyć tak wielką skalę okrucieństw? Gross mówi o klęsce europejskich zasad cywilizacyjnych. Dlaczego takie okrutne postępowania nie dotyczyły tylko jakichś wybranych grup ludności? Dlaczego wrogość do Żydów była i w ludności miejskiej, i wiejskiej? Dlaczego w napadach brały udział osoby cywilne, mundurowi - przedstawiciele władzy - milicjanci, żołnierze, kolejarze, ale i harcerze? Gross próbuje to tłumaczyć przyzwoleniem społecznym. Bez wątpienia. I podaje przykłady, z których wynika, że morderców po prostu usprawiedliwiano. Szokujące jest to, że usprawiedliwiali ci, którzy jednocześnie potępiali Holocaust! Wrogość, agresja w stosunku do Żydów, niewykluczająca dzieci, ciężarnych kobiet! To bezprzykładne okrucieństwo tworzy w moich myślach obraz niekończącej się dla Żydów wojny. Powodów do przyzwolenia na te potworności szuka autor także na szczeblach władz lokalnych i państwowych, gdzie interesant żydowski był kimś gorszym, dłużej obsługiwanym, czasami po prostu odsyłanym, bezwzględnie upokarzanym.

 

Osobnym tematem, któremu Gross poświęca więcej miejsca, jest przejmowanie majątku żydowskiego przez ludność cywilną i władze. Czy nas to przeraża? Jakoś mniej. Mam nieodparte wrażenie, że nasza część Europy przyzwyczajona do ciągłych wojen, przesiedleń, wygnań, wędrówek narodów, już nic sobie z tego nie robi. A że przy okazji jesteśmy biedni, to... korzystajmy. Aczkolwiek przerażają obrazy czekających godzinami poza granicami wsi na wysiedlenie Żydów, żeby przejąć ich domy. Jak wyścig po złoto. Byłoby to śmieszne, gdyby nie było potworne! A okradanie mieszkań, rozkopywanie mogił w poszukiwaniu kosztowności? To nie dowód szaleństwa? Ile z tych rzeczy jest wciąż wśród nas?

 

W osobnych rozdziałach Gross omawia pogrom kielecki. Na początku pierwszego z nich trochę miejsca poświęca średniowiecznemu przesądowi - powszechnemu w Polsce tuż po wojnie, "iż Żydzi uprawiają mord rytualny, to znaczy porywają i zabijają dzieci chrześcijańskie i zużywają ich krew do robienia macy". Przy okazji przywołuje bardzo ciekawe wypowiedzi ambasadora brytyjskiego w Polsce i ówczesnego biskupa lubelskiego Stefana Wyszyńskiego. Należy także zwrócić uwagę, jak Gross pisze o rekcjach Kościoła na wydarzenia kieleckie, przywołując reakcję na pogrom biskupa częstochowskiego Teodora Kubiny. Co jest przecież także dowodem na to, że Gross nie ma, o co się go posądza, alergicznej reakcji na chrześcijaństwo, katolicyzm i Polaków.

 

Jan Tomasz Gross stara się polemizować ze stereotypami. Odniosłem wrażenie, że zarzuca się mu, jako coś złego, posługiwanie się terminem "katoendecja". Nie widzę powodów do negatywnych reakcji. To tylko zlepek słów, który w jakiś tam sposób próbuje obrazować związki pewnej grupy o określonych poglądach politycznych z religią. A czyż owa grupa nie prezentuje pewnych swoistych poglądów odzwierciedlających stosunek do rozmaitych spraw? Choćby relacji polsko-żydowskich? Czy może on (ten stosunek) jest aż tak negatywny, że słowo "katoendecja" poruszyła czyjeś serca? Nie mnie o tym sądzić i wypowiadać się przy okazji recenzji. Jednakże porównując ów termin z "żydokomuną" ("określenie będące wyrazem pokutującej w rozmaitych kręgach polskiego społeczeństwa opinii o naturalnej sympatii Żydów do komunizmu") - nie można by powiedzieć, że endecy czują sympatię do katolicyzmu? Ile prawdy w obu terminach? Który z nich jest bliższy prawdy? Gross z tym właśnie polemizuje. Stara się dowieść, że krążące wypowiedzi o tym, iż agresja powojennych Polaków w stosunku do Żydów wynikała stąd, że wielu Żydów było komunistami, są, delikatnie mówiąc, nie do końca prawdziwe.

 

Proszę zwrócić uwagę na jeszcze jedno: książkę ilustrują fotografie. Smutne zdjęcia pomordowanych, osieroconych dzieci, ofiar pogromów. Może one przemówią? Może, chociaż one będą powodem do zastanowienia się, zanim powiemy coś złego o Żydach. Ale nie tylko. Również o Niemcach, Ukraińcach, innych Polakach...


Recenzent: Jerzy Lengauer

Książka, której angielskie wydanie wywołało burzę polemik i komentarzy! Jan Tomasz Gross znów dotyka bolesnej tematyki antysemityzmu. Odkrycia, których dokonał, pisząc o sprawie zamordowanych przez polskich sąsiadów Żydów z Jedwabnego, wstrząsnęły opinią publiczną i zmusiły nas do rewizji głęboko zakorzenionej wizji własnej historii. W Strachu... autor analizuje doświadczenia wracających do domów polskich Żydów i konfrontuje je z najnowszymi polskimi i światowymi badaniami naukowymi. Efektem jest socjologiczno-historyczny esej, który omawia kwestię antysemityzmu w Polsce tuż po zakończeniu wojny, i który swoją kulminację znajduje w reinterpretacji największego w powojennej Europie pogromu Żydów w Kielcach. To książka, która zmusza do myślenia i szczerej rozmowy.