Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

Kwiaty od Artiego

Siła miłości i wybaczenia

Małżeństwo Lucy i Artiego było idealne. Nie, to właściwie Artie był idealny. Zawsze potrafił sam znaleźć dokładny adres hotelu, w którym zatrzymała się jego żona, po to tylko, żeby wysłać jej kwiaty z miłym liścikiem opisującym jedną z rzeczy, które w niej kocha. Wymarzony mężczyzna dla każdej kobiety. Właśnie, dla każdej. Bo Artie ma jedną, taką malutką, maluteńką wadę. Kocha wszystkie kobiety.


Nie potrafi się oprzeć, zakochuje się z prędkością światła, no i właściwie co z tego, że ma żonę, przecież te kobiety to tak tylko na jakiś czas, to nie z nimi chce spędzić życie, zestarzeć chciałby się właśnie z Lucy. Ona, niestety, nie podziela jego entuzjazmu dotyczącego wspólnego zestarzenia się i gdy tylko odkrywa zdrady (nie musi się z tym odkrywaniem tak męczyć, bo to Artie mówi jej właściwie o wszystkim), odchodzi w siną dal. Nie odchodzi jednak na długo, musi wrócić, gdy okazuje się, że jej mąż umiera, został mu maksymalnie miesiąc życia. Tylko właściwie, czemu ona jedna ma przy nim czuwać, a gdzie się podziała cała reszta kobiet, jego ukochanych, jak sam o nich mówi?


Pijana, podkuszona przez Artiego Lucy dzwoni do wszystkich po kolei kobiet, których telefony znalazła w starym, zużytym notesie męża i o dziwo, niektóre z nich godzą się pełnić wartę, przy łóżku chorego mężczyzny. Tak oto poznajemy Elspę, uroczą, młodą dziewczynę, narkomankę na odwyku, której Artie uratował życie i która o niczym więcej nie marzy, jak tylko o tym, by odzyskać swoją trzyletnią córeczkę, która znajduje się pod opieką jej rodziców, oraz Eleanor, starszą, elegancką kobietę, która darzy Artiego taką nienawiścią, że gdyby nie to, że leży on na łożu śmierci, chętnie zabiłaby go własnymi rękoma.


W międzyczasie okazuje się też, że Artie ma syna, Johna, o którym jakoś zapomniał żonę poinformować, a który był błędem młodości, przez co jest właściwie w wieku Lucy. Do tej gromadki należy dołożyć jeszcze matkę Lucy, wraz z psem Bobusiem, i mamy już mieszankę wybuchową, a jednocześnie prawdziwą rodzinę, którą łączy miłość i przyjaźń tak mocna, że niejeden człowiek mógłby jej zazdrościć. To właśnie każda z tych osób po kolei, pełniąc wartę przy łóżku umierającego, rozmawiając, wspominając, dowiadując się nowych rzeczy o sobie i szukając własnego planu na życie.


Nie wiem, czy trafiam ostatnio na same dobre książki, czy stałam się zupełnie bezkrytyczna i potrafi mnie wzruszyć byle co. Bardziej skłonna jestem jednak uwierzyć w to pierwsze, bo „Kwiatów od Artiego" za byle co nie uważam. Tak, doskonale zdaję sobie sprawę, że nie jest to literatura z górnej półki, że w gruncie rzeczy to zwykłe, najzwyklejsze czytadło, ale czy tak naprawdę to ważne? Ważne przecież jest to, jak książka na nas oddziałuje i czy w ogóle to robi. A mnie zdecydowanie dała do myślenia i pozostawiła po sobie pytania, na które z pewnością nie będę znała odpowiedzi, dopóki sama się w tej sytuacji nie znajdę. Jak ja bym się zachowała na miejscu Lucy, co zrobiłabym w jej sytuacji, czy potrafiłabym wybaczyć, pogodzić się z tym co zgotował mi los (o bardzo ładnie brzmiącym imieniu), czy potrafiłabym pomóc w godnym przejściu na drugą stronę mężczyźnie, czy w ogóle osobie, która aż tak mnie zraniła? Dobrze jest czasami po prostu siąść i pomyśleć, nawet jeśli refleksje nad naszym życiem ma wywołać zwykłe czytadło.


Chyba nie muszę dodawać, że bardzo polecam? Sama będę teraz czekać i marzyć o tym, by historia Lucy została przeniesiona na ekran, bo do tego nadaje się idealnie, i bym mogła oglądać ją wciąż i wciąż, za każdym razem wynosząc dla siebie coś nowego.

 


Recenzent: Izabela Raducka

Bridget Asher

Kwiaty od Artiego

Tłumaczenie: Teresa Tyszowiecka

Elspa, Eleanor, Heather, Ellen, Cassandra, Allison, Liz... Imiona kobiet z notesu mojego męża. Właściwie to imiona jego kochanek.
Odeszłam, gdy odkryłam, że mnie zdradza. Wróciłam, kiedy dowiedziałam się, że umiera. Wściekła (i po czterech drinkach) zadzwoniłam do każdej z nich i powiedziałam: „Artie umiera. Kiedy życzy sobie pani pełnić wartę przy łożu śmierci?”. Ku mojemu zdziwieniu przyjechały...Słodko-gorzka opowieść o prawdziwej kobiecej przyjaźni, przebaczeniu i miłości wbrew rozsądkowi.