Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

RockMann, czyli jak nie zostałem saksofonistą

Manniak muzyki

Wojciecha Manna nikomu przedstawiać chyba nie trzeba. Znamy go zarówno z telewizyjnego ekranu jak i radiowego eteru, głównie Trójki. Znakomity dziennikarz muzyczny, redaktor, konferansjer, tłumacz (anglista) i autor tekstów. Gwarancja dobrej rozrywki. "RockMann, czyli jak nie zostałem saksofonistą" to swego rodzaju autobiografia pana Wojtka, skupiająca się na jego życiu zawodowym i życiowej pasji, będąca zarazem opowieścią o historii muzyki rozrywkowej w Polsce w drugiej połowie XX wieku, ze szczególnym uwzględnieniem czasów, gdy świat rozdzielała "żelazna kurtyna".


Czytelnicy lubujący się w odkrywaniu rodzinnych sekretów, tajemnic alkowy i skandalach nie mają tu czego szukać. Pejzaż wspomnień Manna obejmuje młodzieńcze fascynacje, pierwsze radiowe odbiorniki, z trudem zdobyte zachodnie płyty, kluby muzyczne, organizowanie wydarzeń artystycznych, kontakty z Pagartem, koncerty i "afterparty", początki w rozgłośni radiowej, pracę w telewizji, redakcję pisma "Non Stop", Radio Kolor, kuluary festiwalowe. Opowieść skrzy się humorem, nie brakuje anegdot, ciekawostek i autoironii, rozbrzmiewa jazzem i rock'and'rollem. Wzbogacają ją fotografie, których ilość jest w sam raz, nie przeważają nad treścią. Dodatkowym smaczkiem są umieszczone tu i ówdzie Top-5, np. "Pięć piosenek o największym stopniu okropności" (wg W. M. oczywiście, subiektywnie) czy "Pięć najbardziej niezapomnianych koncertów".


Z tego wszystkiego przebija ogromny sentyment dla tamtych czasów, dla wydarzeń i przeżyć z tamtych lat - głównie dotyczących sfery muzycznej. Nieco drażni jaskrawa koralowa barwa w tytułach i napisach, jak również na wklejkach i tylnej okładce, ale przez to książka staje się jakby "krzykliwa", zauważalna od razu. To można przeboleć. "RockMann..." ma natomiast poważniejszą wadę. Mianowicie - jest za krótki. Co to jest dwieście stron ze zdjęciami włącznie, gdy czytelnik się "zasłuchał" w gawędę pana Manna, rozbawił, zaciekawił.... Przeczytałam z przyjemnością.


Recenzent: Agnieszka Grabowska

Wojciech Mann po raz pierwszy opowiada o swej młodości, przygodach z muzyką i muzykami oraz o tym, dlaczego nie został saksofonistą

Jakimi metodami Wojciech Mann odmładzał zajechane winyle?
W jaki sposób grupie nastoletnich zapaleńców udało się ściągnąć do szarego PRL-u samych Rolling Stonesów?
Gdzie w Warszawie można było dostać coke?
I jakie to uczucie zaśpiewać przed wielotysięczną widownią ze Stevie Wonderem? Zwłaszcza jeśli największym sukcesem wokalnym w karierze Wojciecha Manna było wcześniej wykonanie pieśni "Zielony mosteczek" na lekcji śpiewu.

Z tej pełnej ciepłego humoru i nostalgii książki poznamy barwne opowieści o tym, co działo się za sceną wielkich festiwali i słynnych koncertów, dowiemy się, jak przebiegały wizyty w Polsce gwiazd rocka i gigantów światowego jazzu oraz jak wyglądały początki radiowej Trójki. Wojciech Mann przenosi nas w niezwykłe, pionierskie dla rock and rolla czasy - kiedy słuchało się Radia Luxembourg, grupa The Animals bawiła się na warszawskich prywatkach a sprzęt podczas koncertów podłączano do prądu za pomocą zapałek.