Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

Antoine Cierplikowski. Król fryzjerów, fryzjer królów

Książka skazana na sukces!

Przez większość życia, od czasów nastoletnich, nosiłam długie włosy. Przyszedł jednak czas, gdy zapragnęłam zmiany, czegoś zupełnie innego, świeżego. Po długich wahaniach wybrałam w końcu fryzjerkę i oddałam swoją głowę w jej ręce. Z efektu byłam bardzo zadowolona, ale przecież mogło wyjść różnie. To właśnie wtedy pomyślałam sobie, że fryzjer to jednak bardzo odpowiedzialny zawód - bo zawsze coś może pójść nie tak i oczekiwania klientki z wizją fryzjera jednak nie okażą się zgodne; wymaga także nie tylko umiejętności, ale talentu i pewnej wyobraźni artystycznej, oka, które oceni, co danej osobie pasuje, w czym będzie wyglądać dobrze, czym podkreśli swoje atuty.

Wtedy miałam na głowie odmianę boba, ale zakładam, że moja fryzjerka, a już ja na pewno, nie widziałyśmy, kto jest twórcą takiego uczesania. A okazuje się, że zostało ono upowszechnione przez Polaka. Antoni Cierplikowski - to jest to nazwisko, fryzjer, który zrewolucjonizował świat kobiecych włosów, nadając mu wymiar sztuki. Ba, mało tego, jego działania odbiły się szerokim echem w kręgach społecznych. Jak więc możliwe, że jego życiorys i dokonania znają w zasadzie tylko nieliczni? Na to pytanie stara się odpowiedzieć Marta Orzeszyna, znawczyni literatury i kultury francuskiej, współautorka książki „Paryż. Miasto sztuki i miłości w czasach belle époque" (którą teraz już koniecznie muszę przeczytać, dość odkładania na później).

Antoni Cierplikowski przyszedł na świat w 1884 roku w Sieradzu. Jako pierwsza talent syna dostrzegła matka, której bezwarunkowa miłość i wiara wyposażyły go w pewność siebie na całe życie. Nastoletniego Antka rodzice wysłali do Łodzi, do wujostwa prowadzącego zakład fryzjerski. To tam chłopak zdobywał pierwsze doświadczenia w zawodzie. Jak mawiał później w wywiadach, trafiła się klientka, która przepowiedziała mu karierę w Paryżu. Nie marnował czasu i szybko podjął decyzję o wyjeździe. Najpierw trzy lata terminował u monsieur Decoux, ale później jego los się odmienił. Momentem przełomowym, który zapewnił mu sławę, okazał się rok 1909, kiedy to odmienił wizerunek aktorki Ève Lavallière - odmłodziły ją włosy obcięte na krótko. Tak narodziła się fryzura à la garçonne, czyli na chłopczycę. Od tej pory fryzjer, o którym mówiono już tylko Antoine, znalazł się na ustach absolutnie wszystkich, a jego kariera nabrała dynamicznego rozpędu. Stworzył prawdziwe imperium, którego centrum stanowiła zadbana, dobrze uczesana, kompleksowo obsłużona kobieta.

Patrząc na tamtą sytuację z perspektywy obecnej, aż trudno uwierzyć, że jedno drastyczne posunięcie, czyli skrócenie włosów, mogło wywołać aż taką burzę. „Nie obyło się bez oporu konserwatywnych środowisk, upatrujących w długich włosach najważniejszego symbolu kobiecości i macierzyństwa" (str. 63). Krótka fryzura miała oznaczać „wyzwolenie spod męskiej dominacji" (str. 61), a jednocześnie wynikała ze zwiększonej dbałości o higienę i nowych ról, jakie przyszło pełnić kobietom, a te wymagały praktycznego podejścia. Choć więc kwestia ta dzieliła „małżeństwa, rodziny i całe społeczności" (str. 66), choć interweniował Kościół, a „wiele pań uparcie trwało przy długich włosach, uważając, że nowa fryzura jest zarezerwowana jedynie dla niepoważnych kobiet, żeby nie powiedzieć: ladacznic" (str. 67), to postępu nie dało się już zatrzymać. Wyczucie chwili Cierplikowskiego, nawet jeśli uznać, że odrobinę pomógł mu przypadek, okazało się perfekcyjne. „Rozpoczął się dyktat Antoine'a w dziedzinie fryzjerstwa, który trwał ponad czterdzieści lat" (tamże). Kogo on nie czesał! Aktorki, artystki, księżne, żonę prezydenta Stanów Zjednoczonych. Brigitte Bardot, Bette Davis, Edith Piaf, Gala Dali, Ginger Rogers, Zelda Fitzgerald, Greta Garbo, Josephine Baker, Judy Garland, Pola Negri, spoglądająca z okładki Frances Dee, Wallis Simpson, królowa Belgów Astrid, monarchini Hiszpanii Maria czy Egiptu Nazli, to tylko niektóre z pań, którymi włosami zajmował się Antoine.

Stwierdzam, że publikacja pióra Marty Orzeszyny jest skazana na sukces. I jest ku temu kilka powodów, z których najistotniejsze są dwa. Po pierwsze bohater książki i wszystko, co z nim związane; człowiek, który sam siebie stworzył. I nie chodzi tylko o to, że karierę i powodzenie zawdzięczał swojej ciężkiej pracy i talentowi; ważne jest także to, jak sam siebie kreował. Z lektury wynosi się przeświadczenie, że Antoine to była bardzo złożona osobistość, ale i osobowość. „Postanowił, że nikt nigdy nie pozna jego najskrytszych myśli i prawdziwych uczuć" (str. 30), co prawdopodobnie udało mu się osiągnąć - nie opowiadał o swoim prywatnym życiu, koncentrując się na pracy, którą kochał, bądź kierując uwagę innych na przejawy własnego ekscentryzmu - nie było chyba artykułu czy wywiadu, w którym nie znalazłaby się wzmianka o kryształowym łożu przypominającym trumnę, w którym sypiał. Biografię Cierplikowskiego czyta się z narastającą fascynacją i ciekawością, ale też po trosze z niedowierzaniem, które każe czytelnikowi stawiać sobie ciągle to okładkowe pytanie: „Jak mogliśmy zapomnieć o najbardziej spektakularnej karierze XX wieku?" Jak to się stało, że Polacy, tak spragnieni międzynarodowych sukcesów po latach peerelowskiej szarzyzny i nadal mający jakieś kompleksy wobec Zachodu, dysponując sylwetką takiego kolorowego ptaka, gwiazdy o światowej klasie i renomie, prawdziwego artysty, nie wynieśli go na piedestał?

„Fryzjer królów, król fryzjerów" to książka równie genialna, jeśli chodzi o styl i formę przekazu. Pozwolę sobie na refleksję, że Marta Orzeszyna pisze w sposób, rzekłabym, nienarzucający się. Mam na myśli fakt, że są takie biografie, których autorzy zbyt mocno „kombinują", niepotrzebnie udziwniają, zapominają, że to nie oni powinni być na pierwszym planie; ponadto mieszają czasy i zdarzenia, odchodząc od tej prawdy, że czasem lepsza jest konstrukcja chronologiczna i prostota. Orzeszyna postawiła na taki właśnie układ i osobiście jestem jej za to bardzo wdzięczna - za ten ład, harmonię, spójność narracji. Skierowała reflektor na swoją postać, nie na siebie, stawiając na przystępny, przyjazny język, pełen wdzięku i naturalności, który pozwala w pełni skupić się na osobie fryzjera. Jednocześnie jednak dała wyraźnie odczuć, że Antoine'a zwyczajnie polubiła, że przywiązała się do niego. W jednym z artykułów, w którym opowiada o książce, wspomniała, że Cierplikowski towarzyszy jej od dziesięciu lat - najpierw pieczołowicie gromadziła wszystko, na co natrafiała przypadkiem, dopiero potem nastały dwa lata intensywnej, codziennej pracy ze źródłami. I ten wysiłek daje się zauważyć, opłacił się: książka jest przemyślana, merytoryczna, dopracowana, ale i interesująca. Nie ma chyba nic gorszego, niż biografia, w której nie czuć pasji jej autora, taka, w której widać, że twórca męczył się podczas pisania, więc siłą rzeczy takie samo doświadczenie stanie się też udziałem odbiorcy. Cóż będę więcej pisać: Marta Orzeszyna wie, jak przekonać swojego czytelnika, jak zapewnić mu moc wrażeń i komfort czytania. Wspomnę jeszcze tylko o wydaniu; cudowne zdjęcie na okładce, twarda oprawa, a pod nią mnóstwo fotografii sprawiają, że aż nie chce się wypuszczać tego tomu z rąk. Uzupełnieniem są listy, wspomnienia i wywiady zebrane w aneksie; te dokumenty z epoki dają możliwość prześledzenia, jak Antoine przedstawiany był we współczesnej sobie prasie. Sprawiają jednocześnie, że publikacja ta jest dziełem kompletnym.

Przywołany w książce Maurice Sachs twierdził, iż „powojenne gwiazdy nazywały się Chanel, Cocteau, Antoine, Picasso", a sama autorka pisze: „Antoine, dziś zapomniany, wspominany rzadko, zasługuje na to, by przywrócić należne mu miejsce w historii światowej mody i sztuki, by był znowu wymieniany obok swoich przyjaciół" (str. 379). Myślę, że Marta Orzeszyna dokonała niniejszym milowego osiągnięcia w realizacji tego zdania.


Recenzent: Paula Klich

Jego klientkami były królowe i księżniczki. Jednak to on wydawał im rozkazy. A one to kochały.

"Zanim pani do mnie przyszła, była pani brzydka, nikt nawet nie chciał na panią spojrzeć, ja panią odmieniłem, proszę spojrzeć w lustro. Jeśli to się pani nie podoba, proszę wyjść i nie wracać!"
Zawsze wracały.

Chłopak z Sieradza wyjechał do Paryża z 5 frankami w kieszeni. Wkrótce czesał cały świat. Kreował wizerunki największych sław, jak Brigitte Bardot, Edith Piaf, Greta Garbo czy Pola Negri. Jego klientkami były królowe i księżniczki. Jednak to on wydawał im rozkazy. A one to kochały.

Uwolnił kobiety od długich włosów, choć wielu uważało to za dzieło szatana. Moda na fryzury Antoine’a rozprzestrzeniała się jak epidemia. Nawet Eleonor Roosevelt czekała grzecznie w kolejce w jego salonie. Wyszła z niego z fryzurą na chłopczycę. Ameryka oszalała.

Cierplikowski konsekwentnie budował swoje imperium. Salony przyjaciela gwiazd i koronowanych głów można było spotkać we wszystkich modnych miejscach ówczesnego świata.Pisano o nim, że stworzył współczesną kobietę. Trudno o drugiego Polaka, który zrobił tak oszałamiającą karierę.Mistrz elegancji, prowokator i oryginał, który sypiał w kryształowej trumnie.
Przegrał tylko raz, gdy zdecydował się żyć w swej prawdziwej ojczyźnie. Jego sztuka okazała się zbyt trudna dla przaśnego PRL-u. Za swój wielki talent, który pozwolił mu stanąć na szczycie świata, zapłacił wysoką cenę. Zmarł zapomniany. Przepadło jego imperium.
W Polsce mało kto o nim pamiętał. Aż do dziś…