Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

Jutro 7. Po drugiej stronie świtu

Fenomenalne zakończenie serii

Najbliższe tygodnie, dni a może nawet godziny zadecydują o zakończeniu wojny. Po ponad roku, przyjaciele wraz z dzikusami znów nabierają nadziei na ponowne ujrzenie rodzin i życie, tak jak dawniej. Tymczasem, po pojawieniu się spodziewanego gościa z Nowej Zelandii, sytuacja znów zmienia się i to radykalnie. Czas na podjęcie decyzji, które odmienią losy narodu. Czas na przełamanie lęków i odcięcie się od emocji. Czas działać.


"Po drugiej stronie świtu" to ostatni już tom bestsellerowej serii młodzieżowej "Jutro" napisanej przez Australijczyka, Johna Marsdena, urodzonego w 1950 roku w Victorii. Saga osiągnęła niebagatelny sukces już kilkanaście lat temu, za granicą. Teraz, gdy została przetłumaczona na język polski, podbija serca polskich czytelników.

 

Z początku, gdy rozpocząłem czytać serię "Jutro" nie byłem pewien, czy uda mi się dotrwać do końca. Wiele razy robiłem sobie przerwy w czytaniu dzieł pana Marsdena, niektóre krótsze, inne nawet kilkumiesięczne. Teraz jednak wiem, że gdybym przerwał czytanie, popełniłbym ogromny błąd, gdyż seria "Jutro" to fenomen i każdy, kto lubi tego typu literaturę, powinien się z nią zapoznać.

 

"Po drugiej stronie świtu" rozpoczyna się dość dramatyczną i tajemniczą sceną. Jest ona kontynuacją zdarzenia, które miało miejsce w części szóstej, dlatego też z wielkim niepokojem i zainteresowaniem śledziłem rozwój zdarzeń. Jak zwykle, nie zawiodłem się na pisarzu. Przedstawił wszystko jednak w tak oszczędny i sekretny sposób, że wprost nie było sposobu, aby nie czytać dalej - każdy kto chciał poznać tajemnicę skrywaną przez przybysza z Nowej Zelandii, musiał zagłębić się w lekturze i odpowiedzi szukać w kolejnych rozdziałach.

"Jutro 7" to kulminacja zdarzeń. Nadchodzi przecież koniec wojny i trzeba uderzyć ze zdwojoną siłą, aby odnieść zwycięstwo. Dlatego też, nasi bohaterowie przygotowują kolejny sabotaż. Są bardzo pewni siebie i czasami zapominają o najważniejszych i najbardziej podstawowych środkach bezpieczeństwa, co zapędza ich w niemałe tarapaty. Była to pewna zmiana, gdyż w poprzednich częściach Ellie i jej przyjaciele dbali o każdy szczegół misji i zazwyczaj wszystko im się udawało. Teraz, gdy plany po części legną w gruzach, zmienia się cały świat bohaterów.

 

Uważam, że jest to książka zdecydowanie odmienna. Szósta część pokazała, że nawet na wojnie trzeba pamiętać o moralnych wartościach oraz zaszczepiać w młodych chęć rozwoju i nauki. Siódma część była odmienna w nieco inny sposób. Przez ponad połowę książki, gdy bohaterowie zostali rozdzieleni, Ellie opisywała swoje własne przygody, przeżycia, dramaty, pobyt w miejscach, do których nie chciała trafić. Miała ona zdecydowanie więcej szczęścia od innych o czym zadecydował przypadek, oraz "sława" wśród innych uwięzionych powstańców. Bardzo spodobała mi się samotna wędrówka głównej bohaterki. Zazwyczaj to jej historie były najciekawsze, a wydarzenia z nią w roli głównej najtragiczniejsze, stąd byłem zaciekawiony, co pan Marsden przygotował tym razem.

 

Próbuję unikać spoilerów, ale jest to bardzo trudne. Ellie, po niechcianym rozstaniu z przyjaciółmi, zaczyna nowy rozdział w swoim wojennym życiu. Musi uciekać, ufać ludziom, którzy mogą okazać się zdrajcami i walczyć z samą sobą. Wreszcie, gdy obiera na cel odnalezienie mamy, rozpoczyna się jej ostatnia, najdłuższa wędrówka. Ku wolności? Właściwie takiego obrotu spraw się nie spodziewałem. Zastanawiam się, dlaczego Marsden postanowił rozdzielić przyjaciół w tak ważnym dla wojny momencie. Muszę przyznać, że nie przeszkadzało mi to jednak, gdyż to, przez co samotnie przeszła Ellie, było tak wzruszające i przerażające, że w zupełności wystarczyło.

 

Zwracam ciągle waszą uwagę na samotną podróż Ellie, ale to w końcu tylko połowa książki. Nie martwcie się, w powieści nie zabrakło również akcji z udziałem całej grupy nastolatków. Jednakże nie było to nic nowego, czego już byśmy nie znali, stąd nie wspominam o tym aż tak bardzo. Aczkolwiek Marsden i w standardowych sytuacjach potrafi pokazać, że naprawdę ma pomysł i świetnie pisze. O tak, jego warsztat jest naprawdę fenomenalny. Każdy jego opis jest inny. Nawet, jeśli w książce byłoby sto wybuchów, każdy opisany byłby w sposób odmienny, unikalny. To jest coś niesamowitego, za co naprawdę pochwalam australijskiego pisarza.

 

Od pierwszej części zdążyłem się już zżyć z bohaterami serii "Jutro". Niektórzy z nich zmienili się całkowicie, inni pozostali tacy, jacy byli na początku. Znów zmieniłem zdanie o Kevinie. Po przeczytaniu piątej części prosiłem Marsdena, żeby wreszcie się go pozbył. Teraz jednak uważam, że był dobrym przyjacielem, odważnym wtedy, kiedy najbardziej się go potrzebowało. Przecież to on poświęcił się dla Corrie i żeby uratować jej życie, oddał się w ręce wrogów i zawiózł ją do szpitala. To było naprawdę heroiczne. Mimo że przeszedł małe załamanie psychiczne, to w siódmej części znów udowodnił swoją wartość. Nie będzie nigdy moim ulubionym charakterem, jest raczej neutralny, ale jednak dobrze, że w ogóle jest.

Właściwie to reszta bohaterów pozostała taka sama. Miłość Fi i Homera wreszcie rozkwitła na dobre, chociaż prawdę mówiąc nie pasują mi do siebie. Skomplikowana miłość Ellie do Lee skomplikowała się jeszcze bardziej, co zaczęło mnie już nieco irytować. A Kevin, biedak, został sam, bez kogokolwiek, kto mógłby się w nim zakochać. Ale pozostał mu Gavin, jedyny z "dzikusów", który pozostał z przyjaciółmi, po tym, jak dzieci zostały odesłane do Nowej Zelandii.

 

Koniec książki oczywiście zadowolił mnie i to bardzo. Takiego zakończenia się spodziewałem i naprawdę mnie satysfakcjonuje. Jest jeden niuans, który nie daje mi spokoju. Kim byli w końcu ludzie, którzy zaatakowali Australię? Jakiego języka używali? Wiemy, że mieli inny alfabet, bo przecież Ellie znalazła papierek po mydle z dziwnymi znaczkami, nad strumieniem w piekle. Ale to zbyt wiele nie mówi. Ta zagadka zostanie chyba nierozwiązana. A może, wzmianka o tym pojawi się w kontynuacji serii, czyli w "Kronikach Ellie"?

 

No cóż, czas już na podsumowania. Bardzo ciężko było mi napisać tę recenzję. Sam nie wiem czemu. Coś mnie blokowało. Podobnie miałem tylko jeden raz, w trakcie oceniania Kosogłosa. Może to już tak jest, że gdy kończy się wspaniałe serie, nie można wykrzesać z siebie niczego? No cóż, jaką wystawię ocenę to jest już chyba jasne. Niżej niż dziesięć dać nie mogę. Szkoda, że skończyłem taką świetną serię, ale mam nadzieję, że kontynuacja będzie tak samo ciekawa.

 


Recenzent: Damian Wojtunik

To ostatnia część bestsellerowej serii, która zdobyła czytelników na całym świecie

- Jeśli was złapią, musicie udawać, że niczego nie wiecie. Jesteście tylko dzieciakami, które działają na własną rękę. Ci ludzie są twardzi i bezwzględni, a stawka jest wysoka. Jeśli wam nie uwierzą, spróbują was złamać. Są w tym bardzo dobrzy. Spojrzałam na Fi, która patrzyła na Ryana blada jak kreda.
- To kontrofensywa, którą przygotowujemy od blisko pół roku.
- Chcesz powiedzieć, że idziemy na całość? - zapytał Kevin. - Wszystko albo nic?

Kto okaże się prawdziwym przywódcą grupy? Czy Ellie uda się odnaleźć rodzinę? Czy wśród przyjaciół jest jeszcze miejsce na miłość?  
Jutro 7. Po drugiej stronie świtu to ostatnia część bestsellerowej serii, która zdobyła czytelników na całym świecie. W USA znalazła się ona na liście najlepszych książek dla młodzieży, a w Szwecji na pierwszym miejscu na liście książek polecanych przez nastolatków. W Polsce również stały się bestsellerami. 

W przyszłym roku ukaże się pierwsza część cyklu Kroniki Ellie opowiadająca dalsze losy głównej bohaterki serii Jutro.