Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

Córeńka

Europejka szukająca siebie gdzie indziej

Lekturę Córeńki zwykle zapewne, w moim przypadku tak było, poprzedza opinia o jej autorze - reportażyście klasy najwyższej. Okładkowa recenzja książki kazała przygotować się na wrażenia innego rodzaju, na gatunek będący w zasadzie dzisiaj synonimem literatury, czyli powieść, choć równie mocno akcentowano tam sylwiczność, przekraczanie ram reportażu, do czego zresztą wrócę niebawem. Wziąłem więc poprawkę na własne oczekiwania i zabrałem się do lektury.

 

Od początku owa sugerowana literackość książki zostaje kapitalnie podważana. Czytelnik dostaje od razu wykładnię stylów czy może gatunków, którymi autor zamierza operować niczym skalpelem na tkance historii - można rzec - żywej.

 

Rozpoczyna się Córeńka jak czytadło dla kobiet, potem powoli wybrzmiewa każdy z aspektów literatury w spódnicy. Zaraz potem pojawia się kolejny kod literacki - książka podróżnicza, globtroterska, zbierająca wrażenia i otwarta na nie. Pierwszoosobowa narracja, choć pasująca jak ulał do literatury kobiecej, obiecuje ponadto wrażenia rodem z dziennika podróżnego. Te nadzieje zresztą zostają zawiedzione jako pierwsze. Nad całością czuwa znany przecież aż nadto, nieco już sterany od nadmiernego używania, sztafaż typowy dla powieści detektywistycznych.


Wszystkie te literackie kodyfikacje, krygacje genologiczne zostają po kolei banalizowane, doprowadzane do granicy znaczenia, a potem obnażana jest ich wtórność, umowność, a nawet fałszywość.

 

Nie mam wystarczającej ilości cierpliwości teoretyczno-literackiej, żeby dowodzić, iż Córeńka jest próbą dyskursu ponadgatunkowego, próbą czystości gatunkowej, antylitreackiej reportażu, tak haniebnie - zdaniem wielu (czytałem recenzje) - zbezczeszczonej poprzez akt popełnienia tej powieści. Jedno z nasuwających się pytań odhaczyć jednak trzeba w tej recenzji, postawić z całą mocą. Żyjemy w czasach nieprawdopodobnej wręcz i niewyśnionej nawet przez Gutenberga konsumpcji informacji. Czy zatem Tochman nie stawia na ostrzu noża, bądź, jak kto woli grzbiecie książki, kwestii epistemologicznej miałkości tekstów pisanych? Czy, wypróbowując kody i popularne literacki tricki, nie nawołuje do stawiania zadań literaturze? Czy - w tym sensie - reportaż nie byłby nie tyle nadwartością, z racji swych ambicji docierania do prawdy, co może literacką brzytwą Ockhama, wskazywaniem rozwiązań najważniejszych, a przez to najprostszych?
Lubię, co zrobić, porządek w TYCH SPRAWACH. Literaturę traktuję zbyt poważnie, aby przyglądać się milcząco jej niecnemu wykorzystaniu, jakiego dokonuje Tochman.


Z okładki: „Wojciech Tochman, znakomity reporter, tym razem przekracza ramy dokumentu. Fakty łączą się tu nierozerwalnie ze światem wyobraźni i kreacji". Słowu „przekracza" trzeba przyjrzeć się szczególnie intensywnie. Oznacza ono, że reportaż jest tutaj punktem wyjścia, punktem dojścia zaś podważenie jego mocy odkrywania prawdy. Literatura staje się u Tochmana kuźnią nieprawd, zakłamań, aberracyjnych zachowań ludzkiego głodu poznania.


Z książki (próba określenia sposobu owego przekraczania, o Beacie Pawlak - reporterce i pisarce): „Teraz podróżując po Bali mogłaby napisać drugą [powieść]: zebrane fakty potraktować dowolnie, czego reporterce robić nie wolno. Ale pisarce tak". I dalej, o wątku już podjętym, raz w suponowanej relacji samej bohaterki, zapośredniczonej w narracji przyjaciółki jej poszukującej, drugi raz w „rzetelnym" reporterskim ujęciu Tochmana (nota bene, należy w tych zależnościach narracyjnych widzieć konsekwentną, choć swoistą, realizację modelu powieści szkatułkowej: „nie król zabił młodszego brata, ale młodszy brat zabił króla, nie tego z dynastii Pamecutan i nie w Denpassar, ale gdzieś na ryżowych polach, we wsi, która w rzeczywistości nie istnieje". I tak dalej.


Rzeczywistą historię Beaty Pawlak przerywa zamach terrorystyczny na Bali, będący przedmiotem reporterskich dociekań autora poszukującego zaginionej koleżanki. W części, gdzie narratorem jest kunszt reportażysty miesza się z czułostkowością wobec zmarłej, dając efekt emocjonalnie naładowanego collage'u słownego. Tutaj też wytracają swą moc owe literackie kody, które mieszają się w części powieściowej.


Ciekawe fragmenty traktujące o przyrodzie, obyczajowości czy - szerzej - mentalności - Bali nie są w stanie ukryć faktu, że Córeńka jest reportażem przede wszystkim o Europejczyku, bądź - jak dokładnie w tym przypadku - Europejce poszukującej swej tożsamości. Jest próbą określenia kondycji współczesnego mieszkańca najstarszego kontynentu, który musi wyruszać w najdalsze zakątki globu, żeby w lustrze inności ujrzeć swą poskładaną i kubistyczną osobowość. W tym sensie literacki wymiar książki autora ma znaczenie właśnie diagnostyczne. Kondycja współczesnego człowieka z Europy naznaczona jest literackością, wszystkie genologiczne kody są częścią jego samego. Kultura zdaje się ciążyć wielością znaków na osobowości. Tej ostatniej trzeba więc szukać tam, gdzie semantyzacja rzeczywistości przynależy jeszcze do niej samej, a nie do pojedynczego człowieka.
O taką rozdzielność człowieka i świata, życia i praw, wiary i religii walczą w gruncie rzeczy terroryści, a w takiej właśnie symbiozie żyją mieszkańcy wsi „głuchych", która w „tamtym" świecie jest zwyczajnie jego częścią, a dla Europejczyka od razu znaczy poprzez swą przypowieściową wymowę. Chyba nie umiemy nie odbierać rzeczywistości jako systemu znaków literackich. Jest to znaczący, i w książce mocno zaznaczony, rodzaj bezsilności.
Bez wątpienia wiele straci czytelnik, który, sugerując się tytułem, potraktuje Córeńkę jak prozę wspomnieniową bądź funeralną.


Recenzent: Krzysztof Bernaś

Wyspa Bali, 12 października 2002, dochodzi jedenasta wieczorem. Huk eksplozji. Raj turystów - dla muzułmańskich fundamentalistów miejsce grzechu - zostaje ukarany. Zalany krwią. Wśród zaginionych jest reporterka z Polski. Jej tropem niespokojnego wędrowca rusza autor Córeńki.
Wojciech Tochman, znakomity reporter, tym razem przekracza ramy dokumentu. Fakty łączą się tu nierozerwalnie ze światem wyobraźni i kreacji.
Wielka podróż na drugi kontynent jest jednocześnie fascynującą wędrówką psychoterapeutyczną. Czy bohaterka, samotna kobieta po czterdziestce, szuka zakotwiczenia? Czy spotkani na tej drodze mężczyźni dadzą jej to, czego pragnie? Czy świat szybkiej komunikacji staje się już światem głuchych? Czy jeszcze możemy się porozumieć z drugim człowiekiem?
Tochman pisząc o czasie terroryzmu, odsłania najintymniejsze lęki współczesnego człowieka. Córeńka to opowieść mityczna, zmysłowa i ostra. Książka, która przeraża. Krzyk na chwilę przed katastrofą.