Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

Walka kotów

Angielski gołąbek wśród hiszpańskich kotów

Do pięknego Madrytu przybywa rachityczny londyńczyk. Wybitny znawca sztuki hiszpańskiej (a jakże!) został wezwany przez arystokratę, który chce oszacować wartość swojej kolekcji obrazów. W domu arystokraty, Anthony (bo takie imię nosi Brytyjczyk) przekonuje się, że obrazy są nic niewarte, za to warta jest kibić i błyszczące oczy arystokratycznej córki - Paquity.


Anglik zostaje wbrew sobie i swoim oczekiwaniom wplątany nie tylko w intrygę kulturalną (książę trzyma w piwnicy ukryty/zagubiony/domniemany/a może jednak nigdy nieistniejący, obraz Velazqueza), ale też w trójkąt miłosny (a może czworokąt...) i, co najistotniejsze, aferę polityczną. A o to nietrudno, bowiem Mendoza bezlitośnie wrzucił biednego Anglika do Madrytu tuż przed dyktaturą Franco. Biedny Anthony naprawdę nie wie, o co chodzi. Wie tylko, że Hiszpania jest piękna, hiszpańskie kobiety jeszcze bardziej, a Velazquez i to, co po sobie zostawił (mimo że kobietą nie był) to już w ogóle. Anthony naprawdę jest politycznym ignorantem. Będę niemiła: głupkiem.


Nie przepadam za Mendozą i nie wiem, co mnie podkusiło, żeby kupić jego książkę. Nie wiem, ale nie żałuję. Książka nie jest łatwa przede wszystkim ze względu na okres historyczny, w którym toczy się akcja. Anthony Whitelands i jego domniemany zaginiony Velazquez są tylko pretekstem do przedstawienia tego, co działo się w Hiszpanii na początku XX wieku. Mendoza stawia na realizm - nie tylko doskonale opisuje topografię Madrytu, ale również wprowadza do historii postacie historyczne - generała Franco czy Jose Antonia Primo de Riverę.


Mendoza wydał „Walkę kotów" w 2010 roku, w Polsce ukazała się dwa lata później. Nie od dziś wiadomo, że tłumacze mają problem z tytułami zagranicznych filmów. Tym razem problem pojawił się przy tytule książki. W oryginale polska „Walka kotów" to „Rina de gatos. Madrid 1936". Dlaczego zabrakło dopisku o miejscu i czasie? A no pewnie dlatego, że ta data dla większości niewiele znaczy. Przynajmniej według wydawcy. Symboliczny Anglik (Europejczyk) z tamtego czasu pozostał takim samym symbolicznym Anglikiem (Europejczykiem) w XXI wieku. Zafascynowanym pięknem Hiszpanii, jej dziedzictwem kulturowym i barwnymi mieszkańcami, ale totalnie ślepym na jej sytuację gospodarczą. Nie wiem, czy można porównywać dwa momenty historyczne z okresu istnienia Hiszpanii (w końcu jeden z nich skończył się wojną domową, a drugi to tylko (!) kryzys gospodarczy), jednak strach ludzi i niewiedza reszty świata są nieco do siebie podobne.


Mendoza napisał trudną, ale inteligentną książkę. Z jednej strony - intrygi polityczne, walka o wpływy, wzajemne podejrzenia. Z drugiej - jednoznaczne sytuacje miłosne między Anthonym, Paquitą, jej siostrą i młodocianą prostytutką. Czym byłaby Hiszpania bez wiary w piękno cielesności i w... jej wolność? Autor po raz kolejny (to, że nie lubię, nie znaczy, że nie czytałam) używa swego genialnego w formie i wymowie języka. Pełnego ironii, rytmu, z długimi zdaniami, wtrąceniami. Cała książka jest bardzo spójna. Wydaje się, że Mendoza po prostu usiadł i ją napisał. Od razu. W całości.


Pisarz poważny temat (przecież lada moment wybuchnie wojna domowa) pokazuje z perspektywy kompletnie niezorientowanej w sytuacji osoby. Może dlatego to, co groźne, wygląda na dobrą opowieść szpiegowską z przymrużeniem oka. Mendoza może czuć się bezkarnie i to aż z dwóch powodów: po pierwsze jest sobą, on zawsze tak pisze. A po drugie, śmieszność wynika wyłącznie z tego, jak się zachowuje Anthony. Wszyscy inni, bo Hiszpanie, są bardzo poważni. I walczą między sobą tak, jak koty - głośno i spektakularnie.

 


Recenzent: Joanna Bałdyga

Eduardo Mendoza

Walka kotów

Tłumaczenie: Marzena Chrobak

Premio Planeta 2010
Największa hiszpańska nagroda literacka
Najwybitniejsza powieść uwielbianego na całym świecie hiszpańskiego pisarza

Madryt 1936 rok. Anglik Anthony Whitelands, erudyta i wybitny znawca malarstwa hiszpańskiego, przyjeżdża do stolicy Hiszpanii, by wycenić tajemniczy obraz znajdujący się w kolekcji pewnego arystokraty. Dzieło okazuje się nieznanym aktem Velazqueza.

Zafascynowany odkryciem i rozproszony perypetiami miłosnymi Anglik nie zauważa, że
po jego śladach zaczynają deptać policja, dyplomaci, konspiratorzy i szpiedzy. I że on sam dostał się pomiędzy wrogie frakcje, które lada dzień rzucą się sobie do gardeł.

Miasto w przededniu wojny domowej, pęczniejące atmosferą spisku i szaleństwa, a przede wszystkim tragedia i komedia ludzka wplątane w niszczycielskie tryby historii w powieści nagrodzonej najważniejszą hiszpańską nagrodą literacką.


Książka porównywana przez hiszpańskich krytyków do malarstwa Velazqueza.